poniedziałek, 1 lipca 2013

Dar języków czy jubilacja?

Dyskusja na temat m.in Bashobory, daru języków z wielodzietni.org

Anawim napisał:

Tylko co oznacza "pod wpływem Ducha Świętego"?
Jako że jestem w jednym z ruchów odnowy herezji lub Kościoła (co tam kto uważa), to niekiedy uczestniczę w modlitwach, w czasie których osoby posługują charyzmatami. I mam do tego podejście dość krytyczne.
W kwestii tzw. "daru języków" wydaje mi się, że to po prostu jubilacja o jakiej wspomina Augustyn, zresztą zalecając ją. Dlatego sam niekiedy w ten sposób się modlę we wspólnocie, wcale nie uważając tego za obcy język.
Chodzi tutaj przede wszystkim o uwielbienie Boga, jak napisał Augustyn: "Ten, kto wznosi jubilację (iubilat), nie wypowiada słów, ale wydaje dźwięki radości bez słów (sine verbis). Jest to bowiem głos umysłu zalanego radością, wyrażającego uczucie, jak potrafi [...]. Człowiek, w rozradowaniu ciesząc się dźwiękami, których nie można zrozumieć i wypowiedzieć, wydaje odgłosy wesela bez słów. Czyni to tak, że wydaje się, że on samym głosem się raduje, ale słowami nie potrafi wyrazić tego, jak się raduje, bo jest wypełniony nadzwyczajną radością".
Dlatego myślę, że to jest pod wpływem Ducha Świętego, co wcale nie znaczy, że nadnaturalne. Raczej chodzi o to, co jest powodem mojej radości i jaki jest jej cel.

Z drugiej strony fenomen glosolalii jest opisywany w psychologii (takie zbitki słowne mogą mieć jakąś szczątkową gramatykę itd.). 
Raz jeden słyszałem o faktycznym mówieniu w obcym języku. Pewien misjonarz wrócił z misji i nie chciał tam wracać. Uczestniczył w takich modlitwach w Polsce i chłopak stojący obok niego zaczął modlić się w językach - okazało się, że było to wezwanie do tego misjonarza w jakimś znanym mu narzeczu. Osoby, które mi to referowały były dla mnie wiarygodne, ale wiadomo - może to być koloryzowana opowieść.

Dlatego nie mam nic przeciwko tym efektom psychofizjologicznym, wydają mi się naturalne i nawet wskazane w trakcie modlitwy. Chodzi tutaj o zaangażowanie całej osoby - jest czas by medytować o Bogu, jest czas by posługiwać się intuicją; a w tym wszystkim uczucia mają istotne znaczenie. Oczywiście bez sensu jest pragnienie samych uczuć - tylko, że wtedy one szybko wygasają i następuję takie naturalne oczyszczenie. Ci, którzy wtedy rezygnują, to można powiedzieć, że byli uzależnieni, czy raczej więź z Bogiem od tego uzależniali. Niektórzy jednak wtedy dojrzewają w wierze.

Dla mnie osobiście (raczej kreującego się na mało emocjonalnego i racjonalnego) decyzja, by nie być tylko krytycznym obserwatorem w czasie tych modlitw, ale podjęcie czynnego udziału było oczyszczające (modlitwa jest darem Boga, czy to "charyzmatyczna", czy medytacyjna, czy kontemplacyjna) oraz rozwijająca (warto "czuć", wyrażać miłość, radość).