poniedziałek, 1 lipca 2013

Bashobora - Krytyczna analiza tekstu Marii Kominek "Rekolekcje z uzdrowieniami" cz.4

część 4

Otóż pan Miller rozpoczął swoje wystąpienie od słów "Niech wam Bóg błogosławi", co natychmiast zbudziło moja czujność, bowiem tak może mówić tylko kapłan. Świecki może użyć formuły "niech nam Bóg błogosławi". Mimo pozorów, nie jest to drobiazg.
  Nigdy nie słyszała o błogosławieństwie rodzicielskim, nigdy nie wypowiadała choćby takiej formuły: "Bóg z Tobą", "idź z Bogiem"? Jest to wzywanie obecności Bożej (o przepraszam, prośba do Boga), życzenie i modlitwa, by Bóg błogosławił. Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś się tego czepiał.
Ja codziennie na dobranoc robię krzyżyk na czole moich dzieci i mówię: "Niech cię Bóg błogosławi i strzeże". Herezja?!


Po czym odmówił coś na kształt modlitwy i zaklęcia jednocześnie.
Zaczęło się całkiem niewinnie: "Św. Michale Archaniele, przyjdź przez przestrzeń czasu i odległości. Pozwól jednemu aniołowi ze wszystkich dziewięciu chórów - by każdy był tu obecny, po jednym z każdego chóru."
Dalej jednak było już całkiem niepokojące: "wzywam po jednym z każdego z dziewięciu chórów anielskich by tu przybył." I tak pan Miller wzywał po kolei po jednym z chórów cherubinów, tronów, panowania, mocy, zasług (cnot?), zwierzchności, wreszcie z chóru archaniołów! Potem wezwał anioła stróża Warszawy i Polski, aniołów obecnych w kościele, stróżów tabernakulum i wejścia do tego kościoła i wszystkich aniołów stróżów obecnych w kościele.
Wreszcie zakończył najbardziej dziwacznym wezwaniem: "Wzywam Jana Pawła II, aby łaskawie usłyszał mój głos, św. Maksymilianie Kolbe, św. ojcze Pio, św. Charbelu, wzywam was, byście w tej chwili otoczyli kołem to święte zgromadzenie wraz z Maryją, Jezusem i św. Józefem.
Świecki, który wzywa aniołów (zamiast się do nich modlić!) albo jest zwykłym oszustem, albo nawiedzonym, który nie wie czym może mu to grozić i czym to grozi tym, którzy go słuchają.
Pamiętajmy, że nawet wyświęcony kapłan nie może bezkarnie wzywać aniołów i duchów, tym bardziej zwykły świecki. A dodatkowe wezwanie - prawie nakaz - by Pan Jezus wraz z Matką Boża i św. Józefem otoczyli kołem jest tylko zwykła konsekwencją roszczenia sobie praw do wzywania i rozkazywania.
Zagrożenia, wynikające z takiej postawy chyba są znane każdemu, kto choć trochę interesuje się nauką Kościoła w tym przedmiocie.
A jak się weźmie pod uwagę, że poprzedniego dnia mówcy ostrzegali przed wywoływaniem duchów - to wszystko staje się zupełnie niezrozumiale.
Czyżby taki autorytet jak o. Posacki nie wiedział co się mówi i dzieje po pierwszym dniu "przygotowania"?
No, cóż, ja też nie słyszałam takich modlitw, dość oryginalnych, no ale dlaczego nie? Może on tak lubi? Może woli tych aniołów prosić o opiekę niż św. Dominika?
Zaklęcie - że niby "wzywam"?
No nie chce mi się tego komentować... "Przyjdź", "bądź ze mną", "opiekuj się mną", "pomóż", to dobrze, ale już "wzywam" to źle?

No cóż, może jednak nie każdego to razi, nawet takiego autorytetu jak ksiądz Posacki? Że też on nie zauważył w tym zaklęcia!
I to ksiądz, który widzi zagrożenie w Harrym Potterze, w homeopatii, we wróżbach andrzejkowych?!
Maria Kominek widzi lepiej, wyraźniej, widzi, że są tam wzywane złe duchy (choć nie mówi o tym wprost o nie - to niemodne mówić słowo "demon").
"Wzywać duchów"? A kto duchy wzywał, może wywoływał? 

Czyżby taki autorytet jak o. Posacki nie wiedział co się mówi i dzieje po pierwszym dniu "przygotowania"?

No bo jeśli wiedział, to musiałby pewnie myśleć jak pani Kominek.
No ale jeśli jednak wiedział, skoro coś zapowiadał, to co się z nim stało?
Też odszedł od zdrowej katolickiej nauki, której strażniczką jest MK?

Dalej, nie będę już cytować, MK mówi o duchach i przebaczeniu, no jakoś to można usprawiedliwić negatywnymi doświadczeniami księdza Bashobory (znów ta wyrozumiałość).
Jednak jest pewne "ale"... 

Najpierw - powiązał mające się odbywać uzdrowienia z przebaczeniem bliskim zmarłym. Po drugie - kazał ich wzywać! Zacytujmy:  "Stań przed tą osobą, o której myślisz, przypomnij sobie tę osobę, stań i przebacz tej osobie. To jest trudne, ale z łaską Boga można to uczynić... Teraz możecie czuć w klatce piersiowej takiej ukrytej złości, która niech teraz odejdzie. Duchu Święty, dotykaj teraz te ukryta złość, oczyszczaj nas z niej. Teraz niech odejdzie, niech odejdzie od nas.(...)
Widzimy już tę osobę, jest to osoba bliska, która umarła, kiedy umarła czułem się bardzo zły, czułem się smutny, mam w sobie złość i smutek, muszę przebaczyć. Kiedy umarłeś brakowało mi tej miłości."
I tak długo, wymieniając wszelkich bliskich i powinowatych: matko, bracie, dziadku, babciu, ciotko, siostro, sąsiedzi... i zawsze z dodaniem: "Przebaczam ci w Imię Jezusa. Kiedy umarliście brakowało mi waszej miłości - przebaczam wam."


 Czy to nie jest żonglerka duchami? Czy to jest katolickie? Co to jest za wywoływanie zmarłych i oddawanie ich z powrotem Jezusowi?
Czy wołanie duchów staje się normalnym, jeśli się to dzieje w świątyni i bez specjalnego stolika?
Czy pod pozorem przebaczenia swoim bliskim wolno wołać zmarłych i to - o ironio! - wołać za pośrednictwem samego Boga, który te procedery zakazał?

O ironio, autorka tego tekstu zauważa wywoływanie duchów (znów duchy!), a nie zauważają tego księża, ludzie, którzy uczestniczą w tych rekolekcjach, czyżby dali się wszyscy zwieść, czy to jakiś diabeł ich opętał (i znów on!) czy co?
A może chodzi o zwyczajne wyobrażenie sobie ich obecności, która pomaga uwolnić te negatywne emocje, które w człowieku się nagromadziły i podjęcie decyzji o przebaczeniu. W imię Jezusa, tzn. mocą Jezusa wybaczam, bo swoją mocą nie potrafię.

Później Bashobora ogłasza uzdrowienia, ilość uzdrowień, mówi, czego Bóg dokonuje.

Przerywnikiem jest piosenka, która jest oczywiście teologicznie błędna i głupia, no bo jak można śpiewać, że czuję Jezusa nawet w moim nosie i stopach...
Ona z pewnością nie może tak śpiewać, ale myślę, że dzieci i radośni dorośli mogą (o ile nie mają sztywnych schematów, jak należy modlić się i śpiewać).

No i tak dalej - ludzie są zwodzeni - emocje, nadzieje;
ona stara się przestrzec (skoro nie ma nikogo z autorytetów, który chciałby to zrobić);
jak się przeczyta, a nie słucha, na chłodno, to może nie będzie się zwiedzionym.
Czyli wszystko jest złe, kłamstwo i zwodzenie ludzi - ale skąd ona to wie?
Badała sprawę, sprawdzała wszystko dokładnie, a co z tymi świadectwami uzdrowień, o których czytała (jak pisze na początku artykułu)?
Czyli ona zwyczajnie wie, nie wierzy - i nie wierzyła od początku, więc musiała zrobić wszystko, żeby sobie udowodnić, że nie może w to wierzyć.

No bo co by się okazało, gdyby jednak zobaczyła cuda?
No wtedy, to oczywiście byłyby fałszywe cuda (diabelskie - dla jasności).
Muszą być fałszywe - no ewentualnie skutek histerii, emocji, sugestii...
No bo... ona nie wierzy, że Bóg może działać przez takich zwykłych ludzi i w tak spektakularny sposób jak ojciec John. Który tak dziwnie się zachowuje... I tańczy... I żartuje...
A nie jest pokornym, cichutkim zakonnikiem za klauzurą...

Pani Kominek nie wyobraża sobie, ze Duch Święty może działać inaczej, niż jej się to mieści w głowie, inaczej niż jest przyzwyczajona.