poniedziałek, 1 lipca 2013

Bashobora - Krytyczna analiza tekstu Marii Kominek "Rekolekcje z uzdrowieniami" cz.1

Część 1 z wielodzietni.org


Joanna Maria napisała:


Krytyczna analiza tekstu Marii Kominek "Rekolekcje z uzdrowieniami"


Artykuł zaczyna się krytyką Medjugoria, a raczej ludzi, którzy wierzą w objawienia w tym miejscu. 

" Kapłan ów powiedział wtedy, że właśnie to, o czym mówią "żyjący orędziami" najbardziej go utwierdza w przekonaniu, że tam nie ma działania Matki Bożej, a wręcz przeciwnie - widać oznaki działania złego ducha. Otóż ci ludzie więcej mówią o mocy szatana i potrzebie wystrzegania się go, niż o Matce Bożej czy o Panu Jezusie. "Proszę przysłuchać się ich opowiadaniom", mówił ten kapłan, "zawsze tam będzie coś o szatanie, zawsze będzie o jego działaniu, owszem, bardzo dużo się mówi o nawoływaniu Maryi do postów, do modlitwy itd., ale nie ma relacji, gdzie by nie było mowy o szatanie. Czasami", mówił dalej, "odnoszę wrażenie, że szatan robi sobie taką cichą reklamę w Medjugoriu."


Logiczne? Dużo się mówi o szatanie, bardzo dużo się mówi o nawoływaniu Maryi do różnych dobrych rzeczy, ale też mówi się o szatanie. Dziwne co? To przecież niemodne mówić o szatanie, przecież można się pewnych rzeczy domyślać, ale po co zaraz mówić? 
Współcześnie ludzie to nawet nie za bardzo wierzą w obecność i działanie szatana, wszystko można wytłumaczyć w sposób naturalny.
A że ci wszyscy, którzy jeżdżą do Medjugoria zazwyczaj nawracają się albo pogłębiają życie modlitwy, życie wiarą, to już nieistotne?
Jakoś nie zauważa ani Maria Kominek ani dominikanin z którym rozmawia, że jeździ tam mnóstwo kapłanów, którym pomaga to odnowić ich powołanie, ich wiarę.

O Medjugoriu można by mówić bardzo dużo, ale to już nie ten temat.
Powiem tylko, że dziwi mnie fakt, że niektórzy tak łatwo wydają wyrok potępienia, skoro Stolica Apostolska nie wydała wyroku potępiającego, a wiele milionów ludzi, wiele tysięcy kapłanów i biskupów z całego świata jeździ tam i świadczy o łaskach, jakich tam doświadczyli.

"O mających się odbyć rekolekcjach dowiedziałam się przypadkowo dokładnie dwa dni przed ich rozpoczęciem.(...)
W swojej naiwności powiedziałam jej, że na pewno się myli, bo gdyby miały być jakieś rekolekcje, to na kościele byłby jakiś plakat, jakieś ogłoszenie, a poza tym rekolekcji nie robi się na zaproszenia. Okazało się jednak, że to ja jestem w błędzie, ponieważ zaproszenia były i to na dodatek płatne. Nie wiem dokładnie ile ta suma wynosiła, chyba jednak nie była wygórowana.


"w czasie "rekolekcji zamkniętych" niektóre msze św. będą się odbywać w tzw. sali parafialnej, bo kościół będzie zamknięty dla niezaproszonych. Nawet w niedziele tylko ranne msze św. były planowane w kościele, popołudniowe miały być w sali.
Od znajomych dowiedziałam się wreszcie, że zaproszenia nie były rozprowadzane wśród parafian, co jest powodem wielkiego rozgoryczenia, ponieważ "będzie wiele uzdrowień, ale tylko dla swoich, a nie dla zwykłych parafian".


To jest akurat zabawne.
Pani Kominek nie słyszała o czymś takim jak rekolekcje zamknięte? Nie ma w swoim trzecim zakonie dominikańskim rekolekcji tylko dla swojej wspólnoty?
Nie słyszała o tym, że są np. rekolekcje ignacjańskie, oazowe, tylko dla tych, którzy się zapisali? A nie pomyślała o tym, że ilość miejsc jest ograniczona?
No i są płatne. No bo są też koszty takich rekolekcji.
Dziwne, czyżby sama nigdy na takich rekolekcjach nie była? Czy nie mogła ewentualnie wyjaśnić swoich wątpliwości z organizatorami tych rekolekcji zamiast rzucać jakieś podejrzenia o nieczyste zagranie?

Okazało się jednak, że to ja jestem w błędzie, ponieważ zaproszenia były i to na dodatek płatne. Nie wiem dokładnie ile ta suma wynosiła, chyba jednak nie była wygórowana.


Tu okazała się bardzo wyrozumiała 
Wszystko to mnie zainteresowało na tyle, że postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej o rekolekcjoniście i o rekolekcjach. Okazało się to niezwykle łatwe.


No tak, najpierw było to podejrzane, że było niedostępne, a potem okazało się niezwykle łatwe w dostępie! Czyżby niedopatrzenie organizatorów? Ale przez to jakie intrygujące!  
Od dłuższego czasu unikam wszelkich nabożeństw w ten czy inny sposób związanych z charyzmatykami.
Widziałam parę razy zachowanie się wiernych ogarniętych euforią - zawsze budziło to we mnie pewien niepokój.


Widziała zachowanie, które uważa za chorobliwe?
A czy przypadkiem nie uważa spontanicznego okazywania radości za coś chorobliwego?
A może nie jest po prostu przyzwyczajona do tego, że ludzie okazują publicznie jak bardzo się cieszą z tego, że są chrześcijanami, że doświadczają radości ze spotkania z Jezusem?
Tu ją rozumiem, bo ja też niechętnie uzewnętrzniam się publicznie, nie mam ochoty na skakanie z radości, na wymachiwanie rękami. Co nie oznacza, że nie daję prawa innym do takiego sposobu okazywania radości, do spontaniczności.
Rozumiem, że jest przyzwyczajona do innego rodzaju pobożności, ale to nie oznacza, że jest bardziej pobożna, bo nie krzyczy i nie śpiewa i nie skacze jak małe dziecko Bogu na chwałę (jak w piosence: "jak Dawid, jak Dawid, jak Dawid śpiewać chcę",... klaskać chcę", "...skakać chcę")

"Często więc spotykam się z pewnym rodzajem uzależnienia od spotkań charyzmatycznych"


Uzależnienie od spotkań, he, he...:rolling:
Ciekawe, czy M.K. nie jest uzależniona od spotkań swojej fraterni, czy nie jest uzależniona od Mszy świętej, od Kościoła... Może ktoś patrząc na nią tak myśli i puka się w czoło?

Słyszę jednak regularnie relacje z takich spotkań, obserwuję co się dzieje po jakimś czasie z tymi, którzy regularnie w takich nabożeństwach uczestniczą.


Ciekawe, kto jej te relacje przekazuje? Czy jakiś zaufany człowiek, który chodzi tam po to, by coś wybadać, czy raczej jakaś osoba niezrównoważona, rozchwiana emocjonalnie, skoro o takich mówi?
Prowadzi wywiad czy co? A może sądzi z wypowiedzi jednej czy dwóch osób o wszystkich osobach zaangażowanych w tzw. Odnowie charyzmatycznej?

Często więc spotykam się z pewnym rodzajem uzależnienia od spotkań charyzmatycznych, często z różnymi rodzajami zachwiania w wierze, ale najczęściej - z infantylizacją wiary i duchowości.
Czasami nawet obawiam się o los ludzi, którzy uczestniczyli w takich nabożeństwach - skutki bywają różne - od zachwiania nerwowego do zatracenia poczucia własnej odpowiedzialności za swoje czyny i zrzucania wszystkiego na "powiązania międzypokoleniowe", działania "przekleństw", ingerencję szatańską.


"Infantylizacja" - ciekawe, co ma na myśli - rozumiem, że nie podoba jej się, że okazują emocje podczas modlitwy, ale co jeszcze? 
Chodzi jej o to, że mówią za dużo o złym duchu, o skutkach grzechów przodków?
Czy przeczytała jakąś książkę na ten temat, czy w ogóle czytała jakąś książkę poza tymi, które obowiązują na jej dominikańskiej drodze?
Czy z góry odrzuca to wszystko o czym jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała?
Jest kierownikiem duchowym tych osób czy co, skoro tak dużo o nich wie?

Jeśli mówi się o działaniu złego, to nie po to, by nim straszyć, ale po to, by się przed nim ochronić czy uwolnić od jego negatywnych działań. Gdy człowiek wie, jak działa zły duch, to łatwiej mu się obronić przed jego wpływem. I jest to jak najbardziej katolicka nauka.

Nie neguję w żadnym wypadku możliwości ingerencji złego ducha, rzucenia czarów czy przekleństw. Jednakże Kościół uczy, że do tego potrzebna jest zgoda człowieka. Nadmierne dopatrywanie się ciągłej ingerencji duchowej grozi zatraceniem poczucia grzechu.


Do czego potrzebna jest zgoda człowieka? Do tego, żeby ktoś rzucił przekleństwo? Do tego, żeby na nas objawiały się skutki grzechów rodziców, opiekunów?
Nie spotkałam się z takim nauczaniem Kościoła. Przekleństwo działa, czary - nawet na osoby wierzące. 
Oczywiście wiara w Jezusa i praktyka sakramentalna, modlitwa ochraniają przed złem, ale nie każdy jest na tyle mocny, by nie poddać się wpływom demonicznym, zwłaszcza gdy jest niemowlęciem lub małym dzieckiem, a wiadomo, że można małe dziecko przekląć, czy nawet całe rodziny. Skutki tego ciągną się przez całe życie.
Wiele pod tym względem można się dowiedzieć słuchając egzorcystów (np. ks. Józefa Kiełpińskiego w Radiu Maryja).
Tutaj np. można przeczytać o przekleństwie

Myślę, że poczucie grzechu nie oznacza, że nie mam zauważać działania złego ducha, jedno drugiemu nie przeszkadza. Sądzę, że ludzie wierzący maja często poczucie grzechu, mają tez poczucie niemocy, zniewolenia złem - dlatego konieczna jest czasem modlitwa egzorcysty, ale często wystarcza nasza osobista modlitwa czy innych ludzi ze wspólnoty, czy takich ludzi obdarzonych charyzmatami jak ojciec Bashobora.

"Temat jest niezmiernie trudny" - tu się zgodzę z M. Kominek, jest zdecydowanie dla niej za trudny. Wielu rzeczy nie rozumie. Zajmowało się tym tematem wiele mądrych i wykształconych osób, napisano wiele książek na temat Ducha Świętego i jego działania, między innymi encyklikę o D.Ś. Przy tym badali temat dogłębnie, a nie tylko słuchając jednej sesji rekolekcyjnej.

Oczywiście Duch Święty działa i jak naucza Kościół - nie ma takiego dobrego dzieła, które nie było wykonane dzięki łasce Bożej.
Oczywiście - nasze dobre myśli, decyzje, czyny - wykonywane są pod natchnieniem Ducha Świętego.


Tak, oczywistość - we wszystkich dobrych działaniach jest obecny DŚ. Sami nic z siebie dobrego uczynić nie możemy.

Jednakże nie wolno uważać, że Duch Święty jest na posługach u człowieka i przyjdzie na każde zawołanie, albowiem On tchnie kiedy chce i gdzie chce."


No tak, ale wolno wierzyć, że przyjdzie, kiedy Go o to prosimy - jak mamy tego przykład w Dziejach Apostolskich.

Chyba najbardziej pod tym względem niebezpieczne są dwa rodzaje nabożeństw, w jednym dochodzi do "zasypiania w Duchu Świętym" i do wybuchów "świętego śmiechu", a w drugim - do tzw. "uzdrowień międzypokoleniowych". (pisałam na ten temat w zeszłym roku - artykuł "Uzdrowienie czy...")
Stają się one coraz bardziej powszechne, wystarczy wspomnieć, że odbywają się nawet u oo. dominikanów - strażników wiary.
Zapewniam, że nie ma nic budującego w oglądaniu padania wieli ludzi na ziemi "pod wpływem Ducha Świętego", słuchaniu niekontrolowanych wybuchów śmiechu i wycia (tak dosłownie wycia!).
Nie ma też nic budującego w wykrzykiwaniu przez wiernych (za wskazówką kapłanów - gości oo. dominikanów z dalekiej Brazylii) "Duchu Święty przyjdź, tu jestem" i podawanie swego imienia Duchowi Świętemu!
Wręcz przeciwnie - jest przerażające, że to się dzieje pod okiem właśnie dominikanów. Dlatego tak bardzo zainteresowało mnie jakie będą wspomniane na początku rekolekcje.


Jest alternatywa - albo działa Duch Święty albo zły duch - jeśli chodzi o sprawy duchowe.
Oczywiście zdarzają się choroby psychiczne, wybujałe emocje, ale pewnie zdarza się to wszędzie, także na Mszach świętych, na spotkaniach wszelkich grup modlitewnych. Wszędzie są ludzie chorzy, poranieni, wszędzie wchodzi element ludzki, nigdy i nigdzie nie da się uniknąć błędów, wypaczeń. Diabeł stara się mieszać wszędzie, gdzie jest wielkie dobro, małpuje wszelkie dary duchowe (i znów mówię o złym duchu :D )

O Odnowie, darach duchowych jest wiele artykułów, książek.
Nie jestem znawcą w tej dziedzinie, nie wszystko rozumiem, ale nie neguję, ze Duch Święty może działać różnie. 
Ważne są skutki. Z tego, co wiem, są pozytywne. Wiele osób mówi o tym, jak doświadczenie tzw. spoczynku dało im nowe doświadczenie miłości Boga, wprowadziło pokój, radość, poskutkowało głębszą relacją z Bogiem, pogłębieniem modlitwy.
Czytałam i słyszałam, że modlitwy za przodków, czy o odcięcie od skutków grzechów czy przekleństw przodków miały widoczny wpływ na zmianę zachowań czy widoczne zmiany w życiu wielu ludzi.
Pewnie jest to sprawa do dalszych obserwacji i zbierania doświadczeń. Nie można jednak odrzucać wszystkiego, o czym się dotychczas nie słyszało, bo jest to pozostawanie wciąż na tym samym poziomie wiedzy i wiary.
Jeśli czegoś się nie rozumie, to trzeba poczytać, posłuchać, popytać, a nie wypowiadać się pochopnie.
Zwłaszcza jeśli widać, że inni - tu ojcowie dominikanie, teolodzy i inni głęboko wierzący ludzie jakoś nie mają tych obiekcji co MK, a może jednak nie są infantylni i mają dobre rozeznanie duchowe. 


Rozumiem, że nie ma nic budującego w słuchaniu wycia, ale może to ujawnia się zły duch (tak, znów o nim :D ), który nie może znieść obecności Ducha Świętego (a tu znów o DŚ :D ), nie może znieść modlitwy uwielbienia.
I to jest widocznym znakiem obecności dobrego Ducha, a znakiem słabości złego. Jego porażką jest ujawnienie jego obecności, wtedy właśnie można się z nim rozprawić.


Nie ma też nic budującego w wykrzykiwaniu przez wiernych (za wskazówką kapłanów - gości oo. dominikanów z dalekiej Brazylii) "Duchu Święty przyjdź, tu jestem" i podawanie swego imienia Duchowi Świętemu!
Wręcz przeciwnie - jest przerażające, że to się dzieje pod okiem właśnie dominikanów.

No cóż, może to jest trochę zabawne, ale przerażające? Może tu chodzi właśnie o to, żeby nie było tak śmiertelnie poważnie jak w kościele podczas Mszy i innych nabożeństw, do których jest przyzwyczajona M. Kominek?
Jak to czytam, to zastanawiam się ile ona ma lat? Osiemdziesiąt?
Moja mama ma siedemdziesiąt, a nie przeraża jej to wszystko, chodzi na takie spotkania.

I to pod okiem dominikanów! Czy oni to rzeczywiście widzą? Widzą i pozwalają? Czy oni już nie są tak mądrzy i ortodoksyjni jak M.K.?