niedziela, 21 lipca 2013

Maria Kominek kontra ojciec John Bashobora (część III), czyli walka z urojonym wrogiem i "protestantyzacją Kościoła"

Tekst Marii Kominek

Komentarz do jej tekstu tu wklejony



  • Miałam nie komentować już Marii Kominek, ale to momentami jest tak zabawne, że nie mogę się powstrzymać. I tylko mam ochotę zapytać: Kto i z jakiego powodu bierze wywody tej kobiety na poważnie?
    Wywody - bo nie można nazwać tego argumentami - to bełkot kobiety czepiającej się wszystkiego, co jej nieznane, co jest różne od jej sposobu przeżywania wiary, choć może w jej przypadku lepiej byłoby użyć słowa religia.

    "nasuwa się myśl, że jeszcze  nasi wierni maja jakieś katolickie wyczucie i nie chodzą  wzorem jechowitów z Biblią pod pachą!"

    Czyli, że noszenie Biblii ze sobą - bo to jest powiedziane w kontekście pytania Bashobory o to, kto ma przy sobie Biblię - jest NIEKATOLICKIE! No tak mnie to rozśmieszyło, że chyba będę się z tego śmiać i opowiadać wszystkim naokoło przez najbliższy tydzień.

    A ile ja razy słyszałam z ust kapłanów, że katolicy powinni czytać Pismo Święte, bo to wstyd, że znają je gorzej niż protestanci, i że właśnie dlatego łatwiej ich zwieść...
    Samo "chodzenie z Biblią"? -  Słowo Boże to miecz Ducha (Ef 6,17) - cóż protestanckiego jest w tym, że ktoś nosi ze sobą Pismo Święte? Może właśnie od protestantów powinniśmy nauczyć się tego szacunku do Słowa Bożego? 
    Pamiętam, jakie wywarło na mnie wrażenie, kiedy kapłan wręczył mi Pismo Święte (dawno temu) mówiąc - "Oto Jezus Chrystus - Ewangelia Boga". Tak - pomyślałam sobie - to jest Jezus Chrystus - Słowo Boże. On naprawdę jest tu, mówi do mnie, jest Słowem.

    Dalej pani Kominek przekręca słowa ojca Bashobory, imputuje mu coś czego nie powiedział (czyli jak zwykle) -  nie mówił, że czytania są najważniejszym elementem Mszy. Po prostu stwierdza, że jeśli ktoś spóźnia się na czytania, to powinien być na następnej Mszy - na CAŁEJ, a nie na kolejnej części. Pewnie, można przyjść tylko na komunię ale wtedy trudno powiedzieć, że było się na Mszy Świętej. Czytania to integralna część Mszy, a nie tylko niekonieczny wstęp.

    No i dalsze jej urojenia odnośnie tego, co mówił ojciec Bashobora - "Czy najważniejszym momentem Mszy świętej jest czytania Pisma Świętego? A nie konsekracja? Czy nie można przyjąć Komunii świętej raz dziennie poza Mszą święta?"
    "Czysta herezja", "protestantyzacje Kościoła" - takie "logiczne wnioski" wysnuwa pani Kominek z tego, czego nie powiedział ojciec Bashobora (ale ona jak zwykle wiedziała, co miał na myśli).

    Dalej - bełkot, nawet nie ma sensu z tym dyskutować...

    I znowu - sugestia: "Ciągle wyjaśnianie nam, że należy wrócić „do korzeni” i robić wszystko tak jak w pierwszym wieku po Chr.  jest bałamutne i jako herezja potępione przez papieży XIX i XX wieku (przed Soborem Watykańskim II)." Jak to brzmi - jest obeznana z historią Kościoła i wie, co jest herezją. Tylko kto na tym spotkaniu mówi, że wszystko ma robić tak, jak w pierwszym wieku? To chwalenie ciałem - wznoszeniem rąk czy może skakaniem - jest herezją? 

    "protestantyzacja, murzynizacja  

    bełkot, bełkot, bełkot...
    Walka z przeciwnikiem, którego nie ma - który z pewnością nie mówi i nie robi tego, czego domyśla się pani Maria Kominek 

środa, 3 lipca 2013

W odpowiedzi na tekst Marii Kominek "Dokąd zmierza Kościół (refleksje nad codziennością)" - szkalujący ojca Johna Bashoborę

http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2013/07/01/w-odpowiedzi-na-zarzuty-przeciwko-o-johnowi-bashobora-stawiane-przez-p-marie-kominek-swiecka-dominikanke/#comment-48097

Przeczytałam w końcu to, co Maria Kominek napisała - i jestem zdumiona poziomem tego tekstu. Jest on jeszcze bardziej żenujący niż poprzedni jej tekst na temat rekolekcji z ojcem Bashoborą. Są to w większości insynuacje i pomówienia.


- Ludzie chcą uzdrowień. A powinni chcieć tego, co dostają od Pana Boga.
Pani Kominek zapomina, że jednak ludzie za czasów Jezusa i przez pozostałe wieki modlili się o zdrowie i je otrzymywali - Pan Jezus nie miał im tego za złe. Ojciec Pio upraszał łaskę uzdrowienia. Matka Boża uprasza uzdrowienia w miejscach objawień i nie tylko. Ale wszyscy mają być tak doskonali jak Maria Kominek i przyjmować każde cierpienie nie modląc się o zdrowie.
Pan Jezus uzdrawiał wszystkich, którzy do Niego przychodzili. Apostołowie uzdrawiali. Teraz też Jezus chce uzdrawiać przez posługę ojca Bashobory i innych ludzi, a także przez naszą osobistą modlitwę. A to wszystko ma dziać się w atmosferze uwielbienia, która przemienia serca i pociąga je ku Bogu. Uzdrawianie pokazuje oblicze Jezusa, który kocha każdego człowieka. 
Nie każda choroba jest wolą Bożą. Czasem zwyczajnie jest skutkiem naszych grzechów, np. okultyzmu, pójścia do Harrisa, do wróżki; czasem skutkiem nieprzebaczenia, przekleństwa.

- znów te skojarzenia - Harris był w Afryce i ojciec John był w Afryce: "może i szamani uczyli ojca Bashobory też"!  
To jest dopiero "argument"! Pani Kominek nabrała się na Harrisa, ale już na drugiego takiego się nie nabierze. Czy każdy, kto mieszka w Afryce uczy się od szamanów? Rozumiem, że po prostu Pani Kominek nie wierzy w to, ze ktoś może uzdrawiać mocą Jezusa i stąd szukanie przyczyn.
Ale ostrzegam - to jest czyste oszczerstwo, bo nie poparte jakimkolwiek faktem z jego życiorysu - rzucone na osobę głęboko pobożną i księdza katolickiego - sądzę, że jest grzechem ciężkim, (chyba że wynika z czystej głupoty).

- "Powie ktoś, że przesadzam. Może – nie mam stuprocentowych dowodów." 
Pani nie ma żadnych dowodów, a nawet przesłanek ku temu, by rzucać na niego takie pomówienia!
Znało rzeczy ukryte wielu świętych, apostołowie mieli ten dar i mają też ludzie współcześni. Otrzymywali ten dar (otrzymują), czasami właśnie po to, by pomóc innym czy doprowadzić ludzi do nawrócenia.

- brak spowiedzi dla wszystkich
- Czepianie się organizacji spotkania - kosztów, wejścia, wyjścia - oczywiście nie można będzie wyjść, bo frekwencja będzie mała! Skojarzenie z Fidelem Castro...
Czy ta Pani naprawdę nie wie o co chodzi, czy udaje? Sądzi, że ogarnięcie tego wszystkiego, organizacja jest taka prosta? A może chodzi zwyczajnie o to, że trudno byłoby organizatorom poradzić sobie ze sprawdzaniem tych, którzy wchodzą i wychodzą, że chodzi tu o zapewnienie bezpieczeństwa i porządku? Każdy przecież może wyjść, kiedy chce, jeśli mu się nie podoba. Czy panią Kominek zaślepia tak ogromna niechęć do współczesnych form ewangelizacji i ruchu odnowy, że wszystko przeinacza i ma jak najgorsze skojarzenia?
Czy to trudno zrozumieć, że wyspowiadać choćby kilkanaście tysięcy osób nie jest tak łatwo stosunkowo niewielkiej liczbie kapłanów?

- zbyt duże koszty 
 A może warto dla większej chwały Bożej - przecież poniosą koszty ci, którzy zechcą przyjechać.
Skąd Pani wie, że koszty występu gwiazdki muzyki pop były takie same jak przyjazdu Bashobory?
Mógłby pewnie być ktoś inny, ale dlaczego nie Bashobora?

- jest "Jezus" a nie "Pan Jezus", do tego adoracja w dwóch miejscach - dlaczego nie w jednym?
Może, proszę pani, dlatego, żeby było łatwiej dojść do jednego z tych miejsc.

- jest "Pan" - nie wiadomo jaki "Pan" - a więc "protestantyzuje"
- "Po drugie – atmosfera na Stadionie spowoduje, że cały Stadion wzniesie ręce. Atmosfera! Nie miłość, nie „uwielbienie”, nie wiara, a atmosfera.. Protestanckie? Chyba nikt w to nie wątpi!"
To zacytowałam, bo już nie wiem czy się śmiać, czy w ogóle jest możliwe z taką argumentacją dyskutować?
Pani najwyraźniej przeszkadza model radosnego uwielbiania Boga, nie może zrozumieć, że to pomaga ludziom wznieść się ku Bogu, nie może pojąć, jak wielki dar ma ojciec John, kiedy pokazuje ludziom oblicze prawdziwego, kochającego nas Ojca, którego chce się wielbić.

- Pani Kominek już zna odpowiedź na to, po co przyjeżdża ojciec Bashobora:
"po to by rozwalać Kościół i go protestantyzować" - bo nie będzie różańca i mowy o Matce Bożej.
Różaniec będzie, a o Matce Bożej to jeszcze nikt nie wie, czy coś będzie, ale z pewnością nie oznacza to, że "protestantyzuje" ktoś, kto o Niej nie mówi - chyba że mówiłby o tym, by nie modlić się na różańcu lub zniechęcał do modlitwy przez Jej wstawiennictwo. Tego jeszcze Bashobora nigdy nie zrobił, zachęcał wręcz do tego, by odmawiać cztery części różańca dziennie (na tych rekolekcjach, na których ja byłam).

- "Owszem przewidziana jest msza św. i na pewno Rodanie Eucharystii, ale w jakich warunkach i czy to będzie godne? Nie umiem tego powiedzieć."
Kolejna insynuacja. Z pewnością pani Kominek sądzi, że na stadionie nie może być tak godna jak w kościele i nie może być takiego skupienia. Ale kto wie, może jednak będzie większa radość i wiara ze wspólnoty z innymi ludźmi wierzącymi, może będzie większa wiara w rzeczywistą obecność Jezusa - bo do tego prowadzi swoim nauczaniem ojciec Bashobora - i może dzięki temu właśnie Jezus będzie mógł czynić cuda, których na "zwyczajnej" Mszy w kościele mało kto już oczekuje?

- Kolejna insynuacja, że kuria nie dopatrzyła wszystkiego, nie przeanalizowała wszystkich rekolekcji ojca Bashobory i może być winna kolejnemu zwiedzeniu ludzi, tak jak w przypadku Harrisa.
Cóż, ja byłam dwukrotnie na rekolekcjach z ojcem Bashoborą, było tam wielu kapłanów, niczego najwyraźniej złego się nie dopatrzyli, ja też.
Więc co? Pani Kominek raz coś widziała przez internet (patrz poprzedni jej tekst) i wszystko już wie, ostrzega wszystkich wiernych, wszystkich hierarchów zwiedzionych tym drugim Harrisem. 
Biedna, stoi na straży ortodoksji, a tak niewiele osób jej wierzy, ale zobaczycie, kto ma rację...

Szczerze mówiąc, dziwię się, że w ogóle ktokolwiek bierze na poważnie jej wywody...
Nie chcę używać mocnych słów, więc na tym kończę.

poniedziałek, 1 lipca 2013

BASHOBORA już wkrótce na Stadionie Narodowym - oglądaj, jeśli nie możesz tam być!

w sobotę 6 lipca od godziny 9 do 22


Jezus na stadionie - transmisja na żywo

Spotkanie modlitewne "Jezus na stadionie" będzie transmitowane na żywo przez internetową telewizję ewangelizacyjną DOBRE MEDIA. Zaproś do oglądania wydarzenie swoich znajomych, przyjaciół, rodzinę by mogli przeżyć ten czas w łączności z z 60 tysiącami ludzi, którzy będą wielbić Jezusa na stadionie.
Transmisja odbędzie się na stronie: www.DobreMedia.org


----------------------------------------------------------------------------
O problemach Kościoła europejskiego, dynamicznym Kościele Afryki i wspólnotowej modlitwie, dzięki której Jezus uzdrawia, z abp. Henrykiem Hoserem rozmawia Agata Puścikowska.
Modlitwa 6 lipca 2013 r. to swoiste przypomnienie wydarzenia bez precedensu: Jan Paweł II, mąż opatrznościowy, dał Polakom przesłanie, umocnił w wierze. Umocnił Kościół Polski poprzez modlitwę swoich wiernych. Tamto spotkanie: modlitwa, Eucharystia, tysiące ludzi, którzy jednoczą się w Jezusie, to doskonały wzór do naśladowania. Faktem jest, że prócz pielgrzymek papieskich w Polsce nie było potem tak wielkich, masowych wydarzeń religijnych. Zorganizowanie podobnego wydarzenia to przecież wielomiesięczna, gigantyczna praca rzeszy ludzi. Praca, dodajmy, całkowicie bezinteresowna, zorientowana wyłącznie na nową ewangelizację.

Rekolekcje prowadzone przez niego dawały wielkie owoce. Myślę tu chociażby o spotkaniach w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, w której o. John przebywał na zaproszenie bp. Edwarda Dajczaka. Jeśli dobro udało się na mniejszą skalę, pozwólmy dobru działać na skalę większą. I chciałbym bardzo mocno podkreślić: w całym spotkaniu na Stadionie Narodowym nie jest ważny ksiądz, który je prowadzi. Ważny jest Jezus! Nie przyjedziemy na spotkanie z o. Johnem, ale z Jezusem. Będziemy się wspólnie modlić, adorować Najświętszy Sakrament, uczestniczyć w Eucharystii, doświadczać jedności, powszechności Kościoła.
Ks. Bashobora to kaznodzieja, kapłan zajmujący się w Ugandzie sierotami. Ma ogromne doświadczenie życiowe, jest doktorem teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego, poliglotą. To nie szaman z buszu, lecz katolicki kapłan, który w dodatku zna doskonale specyfikę Kościoła europejskiego.


Uzdrowienia to nie czary-mary, to nie działanie czarodziejskie. To Boża ingerencja na skutek ludzkich próśb. To Bóg uzdrawia, wskrzesza. Co ważne: modlitwa o uzdrowienie jest stałym elementem każdej Mszy św. Ryt penitencjalny jest rytem uzdrawiania, a modlitwy przed komunią i po niej również mówią o uzdrowieniu, lekarstwie, jakim jest Eucharystia. Jezus mówi: „Twoja wiara cię uzdrowiła”.
Natomiast skrajne reakcje na obecność wśród nas charyzmatyków wynikają z ignorancji. Ignorancja wywołuje emocje, powoduje podziały. Trzeba znać Kościół, Pismo Święte, żeby rozumieć i wierzyć… Istotą działania Kościoła jest kooperacja, współdziałanie. To cnota, która również jest istotną cechą Trójcy Przenajświętszej. Kooperacji w Kościele musimy się wciąż uczyć. Nie uda się stworzyć dobra w postawie izolacji, rozłączenia. Musimy łączyć podobne z podobnym, przekształcać społeczeństwo. Być jak ewangeliczne drożdże, które tworzą zaczyn pod kolejne, większe dobro.

W odpowiedzi na zarzuty stawiane o. Johnowi Bashobora przez Marię Kominek

W odpowiedzi na zarzuty stawiane ojcu Bashobora przez Marię Kominek - http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com


“Widzicie co ja robię? Nakładam ręce na głowę człowieka, modlę się w myślach, bo jakbym przez cały dzień ciągle modlił się głośno, to bym zachrypł, ale zawsze głośno na końcu mówię na głos „in Jesus name”, żeby każdy słyszał w czyje Imię to robię, czyja jest ta moc, żeby nie pomyślał, że to ja jestem uzdrawiaczem”.


ON JEDEN UTRZYMUJE, ZARABIA NA SIEROCINIEC DLA 5000 DZIECI, KTÓRE MAJĄ POSIŁEK RAZ DZIENNIE!!!


Ojciec John kocha Maryję, często do Niej się modli, o Niej mówi w swoim świadectwie z Medziugorje i to kolejne podłe kłamstwo i oszczerstwo w sprawie księdza Bashobory - kliknij


o. John to antyHarris i On właśnie na Stadionie Narodowym zamknie te furtki, które Harris na stadionach otworzył.

Dar języków czy jubilacja?

Dyskusja na temat m.in Bashobory, daru języków z wielodzietni.org

Anawim napisał:

Tylko co oznacza "pod wpływem Ducha Świętego"?
Jako że jestem w jednym z ruchów odnowy herezji lub Kościoła (co tam kto uważa), to niekiedy uczestniczę w modlitwach, w czasie których osoby posługują charyzmatami. I mam do tego podejście dość krytyczne.
W kwestii tzw. "daru języków" wydaje mi się, że to po prostu jubilacja o jakiej wspomina Augustyn, zresztą zalecając ją. Dlatego sam niekiedy w ten sposób się modlę we wspólnocie, wcale nie uważając tego za obcy język.
Chodzi tutaj przede wszystkim o uwielbienie Boga, jak napisał Augustyn: "Ten, kto wznosi jubilację (iubilat), nie wypowiada słów, ale wydaje dźwięki radości bez słów (sine verbis). Jest to bowiem głos umysłu zalanego radością, wyrażającego uczucie, jak potrafi [...]. Człowiek, w rozradowaniu ciesząc się dźwiękami, których nie można zrozumieć i wypowiedzieć, wydaje odgłosy wesela bez słów. Czyni to tak, że wydaje się, że on samym głosem się raduje, ale słowami nie potrafi wyrazić tego, jak się raduje, bo jest wypełniony nadzwyczajną radością".
Dlatego myślę, że to jest pod wpływem Ducha Świętego, co wcale nie znaczy, że nadnaturalne. Raczej chodzi o to, co jest powodem mojej radości i jaki jest jej cel.

Z drugiej strony fenomen glosolalii jest opisywany w psychologii (takie zbitki słowne mogą mieć jakąś szczątkową gramatykę itd.). 
Raz jeden słyszałem o faktycznym mówieniu w obcym języku. Pewien misjonarz wrócił z misji i nie chciał tam wracać. Uczestniczył w takich modlitwach w Polsce i chłopak stojący obok niego zaczął modlić się w językach - okazało się, że było to wezwanie do tego misjonarza w jakimś znanym mu narzeczu. Osoby, które mi to referowały były dla mnie wiarygodne, ale wiadomo - może to być koloryzowana opowieść.

Dlatego nie mam nic przeciwko tym efektom psychofizjologicznym, wydają mi się naturalne i nawet wskazane w trakcie modlitwy. Chodzi tutaj o zaangażowanie całej osoby - jest czas by medytować o Bogu, jest czas by posługiwać się intuicją; a w tym wszystkim uczucia mają istotne znaczenie. Oczywiście bez sensu jest pragnienie samych uczuć - tylko, że wtedy one szybko wygasają i następuję takie naturalne oczyszczenie. Ci, którzy wtedy rezygnują, to można powiedzieć, że byli uzależnieni, czy raczej więź z Bogiem od tego uzależniali. Niektórzy jednak wtedy dojrzewają w wierze.

Dla mnie osobiście (raczej kreującego się na mało emocjonalnego i racjonalnego) decyzja, by nie być tylko krytycznym obserwatorem w czasie tych modlitw, ale podjęcie czynnego udziału było oczyszczające (modlitwa jest darem Boga, czy to "charyzmatyczna", czy medytacyjna, czy kontemplacyjna) oraz rozwijająca (warto "czuć", wyrażać miłość, radość).

Bashobora - Krytyczna analiza tekstu Marii Kominek "Rekolekcje z uzdrowieniami" cz.1

Część 1 z wielodzietni.org


Joanna Maria napisała:


Krytyczna analiza tekstu Marii Kominek "Rekolekcje z uzdrowieniami"


Artykuł zaczyna się krytyką Medjugoria, a raczej ludzi, którzy wierzą w objawienia w tym miejscu. 

" Kapłan ów powiedział wtedy, że właśnie to, o czym mówią "żyjący orędziami" najbardziej go utwierdza w przekonaniu, że tam nie ma działania Matki Bożej, a wręcz przeciwnie - widać oznaki działania złego ducha. Otóż ci ludzie więcej mówią o mocy szatana i potrzebie wystrzegania się go, niż o Matce Bożej czy o Panu Jezusie. "Proszę przysłuchać się ich opowiadaniom", mówił ten kapłan, "zawsze tam będzie coś o szatanie, zawsze będzie o jego działaniu, owszem, bardzo dużo się mówi o nawoływaniu Maryi do postów, do modlitwy itd., ale nie ma relacji, gdzie by nie było mowy o szatanie. Czasami", mówił dalej, "odnoszę wrażenie, że szatan robi sobie taką cichą reklamę w Medjugoriu."


Logiczne? Dużo się mówi o szatanie, bardzo dużo się mówi o nawoływaniu Maryi do różnych dobrych rzeczy, ale też mówi się o szatanie. Dziwne co? To przecież niemodne mówić o szatanie, przecież można się pewnych rzeczy domyślać, ale po co zaraz mówić? 
Współcześnie ludzie to nawet nie za bardzo wierzą w obecność i działanie szatana, wszystko można wytłumaczyć w sposób naturalny.
A że ci wszyscy, którzy jeżdżą do Medjugoria zazwyczaj nawracają się albo pogłębiają życie modlitwy, życie wiarą, to już nieistotne?
Jakoś nie zauważa ani Maria Kominek ani dominikanin z którym rozmawia, że jeździ tam mnóstwo kapłanów, którym pomaga to odnowić ich powołanie, ich wiarę.

O Medjugoriu można by mówić bardzo dużo, ale to już nie ten temat.
Powiem tylko, że dziwi mnie fakt, że niektórzy tak łatwo wydają wyrok potępienia, skoro Stolica Apostolska nie wydała wyroku potępiającego, a wiele milionów ludzi, wiele tysięcy kapłanów i biskupów z całego świata jeździ tam i świadczy o łaskach, jakich tam doświadczyli.

"O mających się odbyć rekolekcjach dowiedziałam się przypadkowo dokładnie dwa dni przed ich rozpoczęciem.(...)
W swojej naiwności powiedziałam jej, że na pewno się myli, bo gdyby miały być jakieś rekolekcje, to na kościele byłby jakiś plakat, jakieś ogłoszenie, a poza tym rekolekcji nie robi się na zaproszenia. Okazało się jednak, że to ja jestem w błędzie, ponieważ zaproszenia były i to na dodatek płatne. Nie wiem dokładnie ile ta suma wynosiła, chyba jednak nie była wygórowana.


"w czasie "rekolekcji zamkniętych" niektóre msze św. będą się odbywać w tzw. sali parafialnej, bo kościół będzie zamknięty dla niezaproszonych. Nawet w niedziele tylko ranne msze św. były planowane w kościele, popołudniowe miały być w sali.
Od znajomych dowiedziałam się wreszcie, że zaproszenia nie były rozprowadzane wśród parafian, co jest powodem wielkiego rozgoryczenia, ponieważ "będzie wiele uzdrowień, ale tylko dla swoich, a nie dla zwykłych parafian".


To jest akurat zabawne.
Pani Kominek nie słyszała o czymś takim jak rekolekcje zamknięte? Nie ma w swoim trzecim zakonie dominikańskim rekolekcji tylko dla swojej wspólnoty?
Nie słyszała o tym, że są np. rekolekcje ignacjańskie, oazowe, tylko dla tych, którzy się zapisali? A nie pomyślała o tym, że ilość miejsc jest ograniczona?
No i są płatne. No bo są też koszty takich rekolekcji.
Dziwne, czyżby sama nigdy na takich rekolekcjach nie była? Czy nie mogła ewentualnie wyjaśnić swoich wątpliwości z organizatorami tych rekolekcji zamiast rzucać jakieś podejrzenia o nieczyste zagranie?

Okazało się jednak, że to ja jestem w błędzie, ponieważ zaproszenia były i to na dodatek płatne. Nie wiem dokładnie ile ta suma wynosiła, chyba jednak nie była wygórowana.


Tu okazała się bardzo wyrozumiała 
Wszystko to mnie zainteresowało na tyle, że postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej o rekolekcjoniście i o rekolekcjach. Okazało się to niezwykle łatwe.


No tak, najpierw było to podejrzane, że było niedostępne, a potem okazało się niezwykle łatwe w dostępie! Czyżby niedopatrzenie organizatorów? Ale przez to jakie intrygujące!  
Od dłuższego czasu unikam wszelkich nabożeństw w ten czy inny sposób związanych z charyzmatykami.
Widziałam parę razy zachowanie się wiernych ogarniętych euforią - zawsze budziło to we mnie pewien niepokój.


Widziała zachowanie, które uważa za chorobliwe?
A czy przypadkiem nie uważa spontanicznego okazywania radości za coś chorobliwego?
A może nie jest po prostu przyzwyczajona do tego, że ludzie okazują publicznie jak bardzo się cieszą z tego, że są chrześcijanami, że doświadczają radości ze spotkania z Jezusem?
Tu ją rozumiem, bo ja też niechętnie uzewnętrzniam się publicznie, nie mam ochoty na skakanie z radości, na wymachiwanie rękami. Co nie oznacza, że nie daję prawa innym do takiego sposobu okazywania radości, do spontaniczności.
Rozumiem, że jest przyzwyczajona do innego rodzaju pobożności, ale to nie oznacza, że jest bardziej pobożna, bo nie krzyczy i nie śpiewa i nie skacze jak małe dziecko Bogu na chwałę (jak w piosence: "jak Dawid, jak Dawid, jak Dawid śpiewać chcę",... klaskać chcę", "...skakać chcę")

"Często więc spotykam się z pewnym rodzajem uzależnienia od spotkań charyzmatycznych"


Uzależnienie od spotkań, he, he...:rolling:
Ciekawe, czy M.K. nie jest uzależniona od spotkań swojej fraterni, czy nie jest uzależniona od Mszy świętej, od Kościoła... Może ktoś patrząc na nią tak myśli i puka się w czoło?

Słyszę jednak regularnie relacje z takich spotkań, obserwuję co się dzieje po jakimś czasie z tymi, którzy regularnie w takich nabożeństwach uczestniczą.


Ciekawe, kto jej te relacje przekazuje? Czy jakiś zaufany człowiek, który chodzi tam po to, by coś wybadać, czy raczej jakaś osoba niezrównoważona, rozchwiana emocjonalnie, skoro o takich mówi?
Prowadzi wywiad czy co? A może sądzi z wypowiedzi jednej czy dwóch osób o wszystkich osobach zaangażowanych w tzw. Odnowie charyzmatycznej?

Często więc spotykam się z pewnym rodzajem uzależnienia od spotkań charyzmatycznych, często z różnymi rodzajami zachwiania w wierze, ale najczęściej - z infantylizacją wiary i duchowości.
Czasami nawet obawiam się o los ludzi, którzy uczestniczyli w takich nabożeństwach - skutki bywają różne - od zachwiania nerwowego do zatracenia poczucia własnej odpowiedzialności za swoje czyny i zrzucania wszystkiego na "powiązania międzypokoleniowe", działania "przekleństw", ingerencję szatańską.


"Infantylizacja" - ciekawe, co ma na myśli - rozumiem, że nie podoba jej się, że okazują emocje podczas modlitwy, ale co jeszcze? 
Chodzi jej o to, że mówią za dużo o złym duchu, o skutkach grzechów przodków?
Czy przeczytała jakąś książkę na ten temat, czy w ogóle czytała jakąś książkę poza tymi, które obowiązują na jej dominikańskiej drodze?
Czy z góry odrzuca to wszystko o czym jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała?
Jest kierownikiem duchowym tych osób czy co, skoro tak dużo o nich wie?

Jeśli mówi się o działaniu złego, to nie po to, by nim straszyć, ale po to, by się przed nim ochronić czy uwolnić od jego negatywnych działań. Gdy człowiek wie, jak działa zły duch, to łatwiej mu się obronić przed jego wpływem. I jest to jak najbardziej katolicka nauka.

Nie neguję w żadnym wypadku możliwości ingerencji złego ducha, rzucenia czarów czy przekleństw. Jednakże Kościół uczy, że do tego potrzebna jest zgoda człowieka. Nadmierne dopatrywanie się ciągłej ingerencji duchowej grozi zatraceniem poczucia grzechu.


Do czego potrzebna jest zgoda człowieka? Do tego, żeby ktoś rzucił przekleństwo? Do tego, żeby na nas objawiały się skutki grzechów rodziców, opiekunów?
Nie spotkałam się z takim nauczaniem Kościoła. Przekleństwo działa, czary - nawet na osoby wierzące. 
Oczywiście wiara w Jezusa i praktyka sakramentalna, modlitwa ochraniają przed złem, ale nie każdy jest na tyle mocny, by nie poddać się wpływom demonicznym, zwłaszcza gdy jest niemowlęciem lub małym dzieckiem, a wiadomo, że można małe dziecko przekląć, czy nawet całe rodziny. Skutki tego ciągną się przez całe życie.
Wiele pod tym względem można się dowiedzieć słuchając egzorcystów (np. ks. Józefa Kiełpińskiego w Radiu Maryja).
Tutaj np. można przeczytać o przekleństwie

Myślę, że poczucie grzechu nie oznacza, że nie mam zauważać działania złego ducha, jedno drugiemu nie przeszkadza. Sądzę, że ludzie wierzący maja często poczucie grzechu, mają tez poczucie niemocy, zniewolenia złem - dlatego konieczna jest czasem modlitwa egzorcysty, ale często wystarcza nasza osobista modlitwa czy innych ludzi ze wspólnoty, czy takich ludzi obdarzonych charyzmatami jak ojciec Bashobora.

"Temat jest niezmiernie trudny" - tu się zgodzę z M. Kominek, jest zdecydowanie dla niej za trudny. Wielu rzeczy nie rozumie. Zajmowało się tym tematem wiele mądrych i wykształconych osób, napisano wiele książek na temat Ducha Świętego i jego działania, między innymi encyklikę o D.Ś. Przy tym badali temat dogłębnie, a nie tylko słuchając jednej sesji rekolekcyjnej.

Oczywiście Duch Święty działa i jak naucza Kościół - nie ma takiego dobrego dzieła, które nie było wykonane dzięki łasce Bożej.
Oczywiście - nasze dobre myśli, decyzje, czyny - wykonywane są pod natchnieniem Ducha Świętego.


Tak, oczywistość - we wszystkich dobrych działaniach jest obecny DŚ. Sami nic z siebie dobrego uczynić nie możemy.

Jednakże nie wolno uważać, że Duch Święty jest na posługach u człowieka i przyjdzie na każde zawołanie, albowiem On tchnie kiedy chce i gdzie chce."


No tak, ale wolno wierzyć, że przyjdzie, kiedy Go o to prosimy - jak mamy tego przykład w Dziejach Apostolskich.

Chyba najbardziej pod tym względem niebezpieczne są dwa rodzaje nabożeństw, w jednym dochodzi do "zasypiania w Duchu Świętym" i do wybuchów "świętego śmiechu", a w drugim - do tzw. "uzdrowień międzypokoleniowych". (pisałam na ten temat w zeszłym roku - artykuł "Uzdrowienie czy...")
Stają się one coraz bardziej powszechne, wystarczy wspomnieć, że odbywają się nawet u oo. dominikanów - strażników wiary.
Zapewniam, że nie ma nic budującego w oglądaniu padania wieli ludzi na ziemi "pod wpływem Ducha Świętego", słuchaniu niekontrolowanych wybuchów śmiechu i wycia (tak dosłownie wycia!).
Nie ma też nic budującego w wykrzykiwaniu przez wiernych (za wskazówką kapłanów - gości oo. dominikanów z dalekiej Brazylii) "Duchu Święty przyjdź, tu jestem" i podawanie swego imienia Duchowi Świętemu!
Wręcz przeciwnie - jest przerażające, że to się dzieje pod okiem właśnie dominikanów. Dlatego tak bardzo zainteresowało mnie jakie będą wspomniane na początku rekolekcje.


Jest alternatywa - albo działa Duch Święty albo zły duch - jeśli chodzi o sprawy duchowe.
Oczywiście zdarzają się choroby psychiczne, wybujałe emocje, ale pewnie zdarza się to wszędzie, także na Mszach świętych, na spotkaniach wszelkich grup modlitewnych. Wszędzie są ludzie chorzy, poranieni, wszędzie wchodzi element ludzki, nigdy i nigdzie nie da się uniknąć błędów, wypaczeń. Diabeł stara się mieszać wszędzie, gdzie jest wielkie dobro, małpuje wszelkie dary duchowe (i znów mówię o złym duchu :D )

O Odnowie, darach duchowych jest wiele artykułów, książek.
Nie jestem znawcą w tej dziedzinie, nie wszystko rozumiem, ale nie neguję, ze Duch Święty może działać różnie. 
Ważne są skutki. Z tego, co wiem, są pozytywne. Wiele osób mówi o tym, jak doświadczenie tzw. spoczynku dało im nowe doświadczenie miłości Boga, wprowadziło pokój, radość, poskutkowało głębszą relacją z Bogiem, pogłębieniem modlitwy.
Czytałam i słyszałam, że modlitwy za przodków, czy o odcięcie od skutków grzechów czy przekleństw przodków miały widoczny wpływ na zmianę zachowań czy widoczne zmiany w życiu wielu ludzi.
Pewnie jest to sprawa do dalszych obserwacji i zbierania doświadczeń. Nie można jednak odrzucać wszystkiego, o czym się dotychczas nie słyszało, bo jest to pozostawanie wciąż na tym samym poziomie wiedzy i wiary.
Jeśli czegoś się nie rozumie, to trzeba poczytać, posłuchać, popytać, a nie wypowiadać się pochopnie.
Zwłaszcza jeśli widać, że inni - tu ojcowie dominikanie, teolodzy i inni głęboko wierzący ludzie jakoś nie mają tych obiekcji co MK, a może jednak nie są infantylni i mają dobre rozeznanie duchowe. 


Rozumiem, że nie ma nic budującego w słuchaniu wycia, ale może to ujawnia się zły duch (tak, znów o nim :D ), który nie może znieść obecności Ducha Świętego (a tu znów o DŚ :D ), nie może znieść modlitwy uwielbienia.
I to jest widocznym znakiem obecności dobrego Ducha, a znakiem słabości złego. Jego porażką jest ujawnienie jego obecności, wtedy właśnie można się z nim rozprawić.


Nie ma też nic budującego w wykrzykiwaniu przez wiernych (za wskazówką kapłanów - gości oo. dominikanów z dalekiej Brazylii) "Duchu Święty przyjdź, tu jestem" i podawanie swego imienia Duchowi Świętemu!
Wręcz przeciwnie - jest przerażające, że to się dzieje pod okiem właśnie dominikanów.

No cóż, może to jest trochę zabawne, ale przerażające? Może tu chodzi właśnie o to, żeby nie było tak śmiertelnie poważnie jak w kościele podczas Mszy i innych nabożeństw, do których jest przyzwyczajona M. Kominek?
Jak to czytam, to zastanawiam się ile ona ma lat? Osiemdziesiąt?
Moja mama ma siedemdziesiąt, a nie przeraża jej to wszystko, chodzi na takie spotkania.

I to pod okiem dominikanów! Czy oni to rzeczywiście widzą? Widzą i pozwalają? Czy oni już nie są tak mądrzy i ortodoksyjni jak M.K.?