piątek, 27 grudnia 2013

Adoracja on-line

Kaplica on-line u Sióstr Klarysek


http://www.adoracja.net/zakladka/zawartosc/8/kaplica-online

Zerwanie ze złem - modlitwa o uwolnienie z ks. Dominikiem Chmielewskim

Rekolekcje zerwania ze złem – posłuchaj i pomódl się modlitwami o uwolnienie razem z nami i z ks. Dominikiem Chmielewskim

Tyle ludzi, tyle wzruszeń, tyle radości, tyle łez, tyle przemyśleń, tyle słów – właśnie dobiegły końca jedne z piękniejszych rekolekcji. Teraz już po zakończeniu rekolekcji, zachęcamy do posłuchania nauk.
Rekolekcje wygłosił salezjanin i duszpasterz akademicki, ks. Dominik Chmielewski. Przyjechał do nas z Warszawy. To, że będą to wyjątkowe rekolekcje, wiadome było nawet przed rozpoczęciem rekolekcji. Otóż ks. Dominik, jadąc do nas, miał poważny wypadek na autostradzie. Samochód poszedł do kasacji, jednak rekolekcjoniście nic się nie stało. Dość powiedzieć, że wypadek wydarzył się… w godzinę Miłosierdzia Bożego. Czyżby szatan nie chciał doprowadzić do naszych rekolekcji? Na szczęście Bóg czuwał nad ks. Chmielewskim.
Pierwszego dnia rekolekcji, ks. Dominik nakreślił problemy, jakimi zajmowaliśmy się na rekolekcjach.
- Musimy wyprostować to, co w naszym życiu jest zakręcone! A często najbardziej zafiksowany jest nasz umysł. Na nas działają dwie siły: błogosławieństwa i przekleństwa. W czasie tych rekolekcji, chcemy zatrzymać się nad naszym życiem i zadać trzy pytania: czy nad naszym życiem nie ciąży jakaś forma przekleństwa? Jeśli w moim życiu jest irracjonalny lęk i strach – co zatem zrobić, żeby złamać przekleństwo? W jaki sposób wejść w piękną przestrzeń Bożego błogosławieństwa – mówił na początku rekolekcjonista.
kliknij w obrazek lub w link:
Depresja, opętania, zniewolenia – rekolekcje adwentowe
1konf
Drugiego dnia szukaliśmy odpowiedzi na pytanie: czy nad naszym życiem nie ciąży jakieś przekleństwo?
Pismo Święte mówi wyraźnie o siedmiu fundamentalnych oznakach działania przekleństwa w naszym życiu:
1. Nieustannie powracające załamania emocjonalne i psychiczne; 2. Choroby dziedziczne;
3. Niepłodność, skłonność do poronień i innych chorób kobiecych; 4. Rozbicie małżeństwa i poczucie odrzucenia w rodzinie;
5. Stały, często skrajny niedostatek finansowy;
6. Niezwykła podatność na wypadki;
7. Tradycja samobójstw i przedwczesnych zgonów w rodzinie
 – wymieniał te aspekty ks. Dominik.
2 konf
Trzeci dzień to chęć odpowiedzenia na pytanie: jeśli coś jest w naszym życiu nie tak, to jak złamać w naszym życiu zło?
- Musimy poszukać przyczyn pojawienia się przekleństwa w naszym życiu! Nie możemy liczyć tylko na siebie, żyć według własnego widzi-mi-się - mówił ks. Chmielewski.
3 konfTego dnia po mszy odbyło się piękne nabożeństwo przebłagania za grzechy. Jak przebłagać Boga za swoje grzechy, mówił ks. Dominik na początku nabożeństwa…
4konf… później przed Najświętszym Sakramentem klęcząc lub leżąc krzyżem wierni przepraszali Boga za najgorsze grzechy swojego życia:
5 konfOstatniego dnia ks. Dominik podsumował naukę uwalniania się od przekleństwa i otwierania się na Boże błogosławieństwo
6konfPo mszy ks. Dominik egzorcyzmował sól, oliwę i wodę…
7konf… a później odbyło się nabożeństwo uzdrowienia, na którym nie brakowało modlitwy, skupienia, ale także i łez.
8 konfAutorem wpisu jest: Tomasz Borysewicz
Za stroną: http://swietarodzina.pila.pl
*******************
Od rekolekcjonisty: modlitwy o uwolnienie
Tym, którzy chcą pogłębić nauki rekolekcyjne polecamy materiały udostępnione przez naszego rekolekcjonistę, ks. Dominika Chmielewskiego. Przecież nie wystarczy tylko słuchać rekolekcji. Trzeba Słowo Boże wprowadzać w życie.
Poniższe modlitwy są przeznaczone do realizacji procesu uwalniania od przekleństwa i otwierania się na Boże błogosławieństwo.
„Jezu, Ty się tym zajmij! Jezus mówi do każdego z nas: Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi.”

Za:
http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2013/12/16/rekolekcje-zerwania-ze-zlem-posluchaj-i-pomodl-sie-modlitwami-o-uwolnienie-razem-z-nami-i-z-ks-dominikiem-chmielewskim/

czwartek, 26 grudnia 2013

Od medytacji zen i karate do Różańca

Od medytacji zen do Różańca świętego i do kapłaństwa – a wszystko dzięki Gospie i Medziugorje.
Ks. Dominik Chmielewski-wojownik Maryi

Całe moje życie związane było ze sztukami walki – to był priorytet mojego życia. Medytowałem po dwie godziny dziennie zen, jogę – ćwicząc trzy razy dziennie mentalnie i fizycznie karate. W wieku 21 zostałem dyrektorem ds. karate w Polskim Związku Sztuk Walki w Bydgoszczy i mając stopień 3 dan szkoliłem ludzi w bojowej odmianie karate. 
Studiując wtedy teologię i filozofię napisałem pracę licencjacką nt. możliwości synkretyzmu filozofii Dalekiego Wschodu z chrześcijaństwem, za którą otrzymałem stopień bardzo dobry. Był to czas, kiedy religia dopiero wchodziła do szkół i poproszono mnie, abym wykładał w jednej z nich religię. Zgodziłem się. Prowadziłem już wtedy szkolenia w dwóch prywatnych szkołach walki, które jak na tamte czasy dawały mi duże możliwości finansowe. To niesamowicie ładowało moje ego. 
Na imprezach, na dyskotekach, gdzie się zjawiałem, mówili za mną: “Patrz, to jest ten karateka, który strasznie napie……”. Z perspektywy czasu widzę, że było to żenujące, ale wtedy “jarało” mnie to strasznie… I w tamtym czasie zacząłem wchodzić w bardzo konkretną decyzję poświęcenia się na całe życie wschodnim sztukom walki. Chciałem wyjechać na Okinawę i trenować przez całe życie pod okiem wielkich okinawańskich mistrzów. Wiedziałem, że wyjazd ten będzie łączył się z bardzo konkretną inicjacją w sztukach walki, którą można porównać do chrztu w chrześcijaństwie. Polega ona na oddaniu swojego całego umysłu i ciała duchowi karate na całe życie, a jest to duch buddyzmu, duch walczącej agresji, mimo całego nacisku na obronę w technikach walki…
chmielewskidominik
Moja rodzina jest bardzo wierząca. Mieliśmy taki zwyczaj codziennego wspólnego odmawiania dziesiątki różańca. Ja sam nie zauważałem jeszcze wtedy pewnej zdumiewającej rzeczy – było mi coraz trudniej skupić się na modlitwie. Chodziłem co niedzielę na Mszę Świętą, ale mój umysł zupełnie nie był w stanie skupić się na Eucharystii. Z drugiej strony mogłem np. przez godzinę bez trudu medytować zen w zupełnym odprężeniu i ciszy, skupiając się na energiach, które krążyły w moim ciele. Dopiero potem, gdy doświadczyłem Ducha Świętego, zrozumiałem, że są to dwie zupełnie różne moce, które w nas działają. Nie jest prawdą, że Bóg Jedyny i Prawdziwy jest wierzchołkiem góry i różne ścieżki duchowe do Niego prowadzą. Ale trzeba samemu tego doświadczyć.

W tym czasie działałem także w odnowie charyzmatycznej jako animator muzyczny. Pewien znajomy ksiądz zaprosił mnie do MedjugorieMówił, że są tam jakieś objawienia Matki Bożej i tak dalej… Zaraz do tego wrócę, muszę Wam się jednak najpierw do czegoś przyznać. Miałem wielkie problemy, aby przyjść na ten świat – by się urodzić. Moja mama poroniła pierwsze dziecko i gdy była ze mną w stanie błogosławionym, bardzo przeżywała to, czy się urodzę. W którymś miesiącu ciąży okazało się na podglądzie, że jestem owinięty pępowiną w taki sposób, że jeśli będę chciał wyjść z łona mamy, to się uduszę. Lekarze byli bezradni i nie wiedzieli, co zrobić. Wtedy moja mama bardzo gorąco zaczęła modlić się do Matki Bożej i powiedziała Jej z całą świadomością, że oddaje mnie Jej na własność, że Maryja może zrobić ze mną co chce, bylebym tylko się urodził. Jak się wkrótce okazało, pępowina “nie wiedzieć czemu” cudownie pękła – ku zdziwieniu lekarzom… a ja przepięknie urodziłem się – tak, że nie tylko się nie udusiłem, ale urodziłem się cały i zdrowy.

Wracając do Medjugorie. Kiedy tam przyjechaliśmy – ja i moich dwóch kolegów, z którymi przyjechałem, też związanych ze sztukami walki, przeraziliśmy się intensywnością programu. W domu miałem problemy z odmówieniem jednej dziesiątki, a tam miałem odmawiać całe 3 części różańca! A dodatkowo jeszcze Msza Święta, modlitwa o uzdrowienie, modlitwa o uwolnienie… No ale, jak już jesteśmy – pomyślałem – to idziemy… Rzeczą, która najbardziej zdumiała mnie na początku było to, że w Medjugorie te modlitwy, które mówisz w domu i ciebie nudzą, tam odmawiasz z lekkością, z radością, z życiem. Postanowiłem jednak być człowiekiem bardzo chłodnym i analitycznym w odbieraniu tego miejsca. Nie chciałem poddać się sugestiom innych ludzi dotyczących dziejących się tam nadprzyrodzonych wydarzeń.

Na drugi dzień okazało się, że jesteśmy zaproszeni na górę Podbrdo, na objawienie się Matki Bożej. Przybyło nas tam ze 2 tys. osób. Dopchałem się z kolegami do krzyża, przy którym objawia się Maryja, by być jak najbliżej tego niezwykłego wydarzenia. Była godz. 21:30, cudowny klimat, ludzie rozmodleni, śpiewy uwielbiające Jezusa… Nagle zorientowałem się, że stoję blisko Iwana – jednego z widzących. Jeszcze pamiętam, jak odezwałem się wtedy do kolegów: “Patrzcie, to jest doskonały zen. Tak powinniśmy medytować, w takim skupieniu, jak ten koleś tutaj…”.

Około godz. 22:30 stało się… Ivan nagle zerwał się, klęknął, podniósł głowę i zaczął z kimś rozmawiać. Wszedł w ekstazę. Kapłan, który był przy nim, wziął mikrofon i powiedział, że właśnie Matka Boża przyszła i jest już wśród nas. Wszyscy uklęknęli, ja miałem przed tym opory i nie chciałem uklęknąć, starałem się to wszystko analizować bardzo sceptycznie i na spokojnieI w pewnym momencie coś się stało. Przyszła do mnie niesamowita fala takiej czułości i takiego szczęścia, że moje ciało, moje emocje, wszystko zaczęło się we mnie totalnie wywracać. Zacząłem płakać jak dziecko. To doświadczenie mocy było zupełnie inne od tego, które uzyskiwałem przez medytację po 15 latach treningu. Była to odczucie… najbardziej niezwykłej kobiety. Bardzo delikatna, bardzo subtelna i łagodna moc płynąca od Najpiękniejszej Dziewczyny we Wszechświecie. Rozwaliło mnie to zupełnie. Czułem, jakby mnie Ktoś przytulał, modlił się nade mną i szeptał prosto do serca, jak bardzo jestem kochany… Trwało to około 15 minut, po czym widzący wstał, wziął mikrofon i zaczął opowiadać o tym, co Matka Boża mówiła, jak wyglądała…

Wtedy runął mi zupełnie obraz Maryi, który miałem wcześniej. Wcześniej wyobrażałem Ją sobie siedzącą na tronie, z berłem i Dzieciątkiem na ręku, patrzącą gdzieś z daleka na ten świat, jako kogoś bardzo dalekiego ode mnie. Mówiło się zdrowaśki do Matki Bożej, ale tak naprawdę zupełnie Jej nie odczuwałem. A tu słyszę, że Maryja wygląda mniej więcej na 17-18 lat, ma około 164 cm wzrostu, niebieskie oczy, kruczoczarne włosy, jest niezwykle delikatna, ale moc, która płynie z Niej, z Jej spojrzenia jest niesamowita. Szczególnie Jej oczy są niesamowite. Widzący nie wpadają w ekstazę z faktu, że widzą Matkę Bożą, tylko z olbrzymiego przeżycia w zobaczeniu, jak Ona wygląda. Ivan mówi, że nazywa Ją piękną, ale to słowo w stosunku do Niej nic nie znaczy. Trzeba Ją zobaczyć, by zrozumieć. Jej piękno nie jest stąd, nie jest z tego świata! Mówi, że nigdy nie widział piękniejszej Dziewczyny. Ona jest taka delikatna i taka piękna! Inna z widzących mówiła to samo, że nie może znaleźć słów, by opisać Jej piękno, gdyż nie ma takiego piękna na ziemi. Nie ma żadnej osoby, która by Ją przypominała. Ona jest zawsze piękniejsza. Gdy jest się przy Niej, ma się chęć tylko płakać ze szczęścia…

Napisałem później pracę licencjacką o objawieniach Matki Bożej w chrześcijaństwie. Okazało się, że w ciągu tych 2000 lat wszyscy widzący Maryję widzieli praktycznie to samo – najpiękniejszą nastolatkę świata o urodzie i piękności takiej, że niemożliwe jest opisanie Jej opisanie. Patrząc na Maryję człowiek całkowicie wymięka. Kto odkrył Maryję naprawdę, ten odkrył promieniowanie Jej niesamowitej czułości i miłości, delikatności połączonej z niesamowitą mocą i wolą walki z szatanem. Taka jest Maryja z Nazaretu, Największa Wojowniczka Boga. Gdziekolwiek Ona się pojawi, szatan jest miażdżony.

Po tym objawieniu ludzie padali sobie w ramiona. Zapanowała wielka radość i pokój. W tym stanie uniesienia ludzie zaczęli wracać do swoich kwater, a ja, wstrząśnięty, postanowiłem sobie usiąść jeszcze przy tym kamieniu, pod krzyżem. Tam powiedziałem Maryi:
“Jeśli to wszystko, co tutaj się dzieje, jest prawdą, a nie tylko moim emocjonalnym rozchwianiem, to proszę Cię, Maryjo, abyś jeszcze raz przyszła i została tutaj ze mną, bo muszę coś bardzo ważnego w życiu zrobić i muszę Ci o tym powiedzieć.”
Siadłem sobie na kamieniu i powtórnie otrzymałem dar bardzo silnego odczucia Jej obecności… Siedziałem na tym kamieniu, Ona siedziała obok mnie i opowiadałem Jej o wszystkim, o całym moim życiu, o przyszłości… Co to było za odczucie… nie zapomnę tego do końca życia!
W końcu kumpel mówi: “Dominik, idziemy już na kwatery! Zobacz jak długo tu siedzimy…”. Ja mówię: “Stary, daj spokój, jeszcze pół godziny.” A on na to: “Zobacz, która jest godzina.” Ja patrzę na zegarek: 01:30 w nocy. Zdumiony nie wierzyłem, że siedziałem tam tak długo… czas po prostu przestał dla mnie istnieć
W końcu wróciliśmy na kwatery, a ja nie mogłem zasnąć. Cały czas, niesamowicie wzruszony postanowiłem to wszystko co odczuwałem przelać na papier. Napisałem list do Maryi, w którym oddałem Jej całe moje życie – swoją dziewczynę, sztuki walki, moich przyjaciół, całą moja przyszłość, wszystkie plany na życie, które miałem. Schowałem ten list do kieszeni i dopiero wtedy usnąłem.

Na drugi dzień poszliśmy do jednej z widzących – Vicki. Ta opowiadała nam przepięknie o Matce Bożej, o przesłaniach Maryi do świata i zakończyła niespodziewanie słowami:
“Jeśli ktoś chce coś szczególnego powiedzieć Matce Bożej, to dzisiaj wieczorem, kiedy Ona przyjdzie do mnie, dam Jej tę informację od was. Dlatego, jeśli ktoś chce, to niech coś napisze i da mi, a ja Jej to przekażę.”
Szybko sięgnąłem do kieszeni i pierwszy przekazałem Vicce mój list.
Wróciłem do domu, do Polski w stanie niezwykłego duchowego przebudzenia. Nie rozstawałem się z różańcem, zacząłem pościć o chlebie i wodzie, wyłączyłem telewizor, muzykę… Moi rodzice byli wtedy na rekolekcjach Oazy Rodzin. Zadzwonili do mnie z pytaniem, jak tam było. Powiedziałem, że nie jestem w stanie tego opisać. Zaproponowali więc, abym do nich przyjechał i wszystko im opowiedział…
Na miejscu było około 60 osób – rodzin z małymi dziećmi i dwóch kapłanów. Kiedy zacząłem opowiadać o Medjugorie, było około godziny 22:00. Skończyłem opowiadać gdzieś koło północy. Rodzice patrzyli na mnie takimi oczami, jakby zobaczyli ducha. Obecni tam księża, którzy mnie znali, byli w niezłym szoku. Na końcu powiedziałem im, że tam – w Medjugorie – otrzymaliśmy specjalne błogosławieństwo od Matki Bożej, które mamy przekazywać wszystkim innym, w celu nawracania ich i przyjęcia błogosławieństwa BożegoI jeśli chcą, to mogę im to błogosławieństwo przekazać. Księża patrzą na mnie… – wyobraźcie sobie: koleś przyjeżdża nie wiadomo skąd i jakieś błogosławieństwo chce przekazywać… Rodzice też za bardzo nie wiedzieli co się dzieje. Było tam kilkanaście małżeństw, które przy kawce słuchały tego wszystkiego… I nagle zrobił się niesamowity harmider. Tamci pobiegli po inne małżeństwa, zaczęli budzić dzieciaki o 24:00, schodzić się całymi rodzinami. Ja kładłem na nich ręce, błogosławiłem… co się tam działo…tyle pokoju i radości w sercach tylu ludzi…

Kiedy wróciłem do domu kręciłem okrążenia na różańczyku, jedno okrążenie za drugim, nie nudząc się, nie mogąc się nasycić modlitwą odczuwając niesamowitą radość, szczęście i pokój serca. Szczególnie niezwykłe było doświadczenie pokoju serca, daru Ducha Świętego od Maryi Królowej Pokoju. Zobaczyłem, że wyciszenie zmysłów, które uzyskiwałem w czasie medytacji zen, to zupełnie inne doświadczenie niż pokój serca, dar Ducha Świętego. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie przyjaciel znad morza i mówi: “Słuchaj, od trzech dni trwa zgrupowanie karate, które miałeś prowadzić. Gdzie ty jesteś?”
Rzeczywiście, zupełnie o tym zapomniałem. Zapakowałem kimono do plecaka i pojechałem. Na treningu wszyscy spojrzeli na mnie zdumieni, ponieważ do czarnego pasa przy kimonie przywiązałem różaniec. Nic nie powiedzieli z szacunku, a może i ze strachu, że dostaną bęcki za głupie uśmieszki, ale spojrzenia mieli przedziwne. Poprowadziłem trening jak zawsze, czyli pokazywałem im, jak na pięćdziesiąt różnych sposobów można kogoś zabić, a potem wyjąłem swój różaniec i powiedziałem, że dzisiaj nie będzie medytacji, tylko opowiem im o miłości Pana Boga do każdego z nich i opowiem, kim jest Matka Boża… I najciekawsze było to, że tak słuchali mnie przez dwie godziny, a na końcu wszyscy chcieli przyjąć błogosławieństwo Matki Bożej. Tak więc kładłem na nich ręce i przekazywałem je modląc się nad nimi.

Dużo by jeszcze opowiadać… 
Ponieważ byłem dosyć znany w środowisku młodzieżowym w Bydgoszczy, zaczęto mnie zapraszać na różne rekolekcje. Głosiłem Słowo, mówiłem o Medjugorie, o Maryi. Bardzo dużo osób się nawracało, do tego stopnia, że zaczęliśmy organizować pielgrzymki do Medjugorie – tylko dla młodzieżyUtworzyliśmy grupy medjugorskie Matki Bożej, gdzie młodzież modliła się trzema częściami różańca dziennie i pościła o chlebie i wodzie w środy i piątki. Działy się wielkie rzeczy, znaki i cuda nawróceń wręcz zdumiewających!

Kilka miesięcy później, będąc w Dębkach niedaleko Żarnowca, ćwicząc intensywnie na treningu karate, zacząłem odczuwać, że wykonując techniki karate, przenika mnie złowrogi niepokój, nie wiadomo skądTrening, który kiedyś przynosił mi ogromną radość, teraz nie wiedzieć czemu stał się odczuwaniem niewytłumaczalnego lęku i niepokoju. Straciłem cały pokój serca i radość, który miałem dzięki modlitwie. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Wiedziałem, że niedaleko mieścił się klasztor benedyktynek i pewnego dnia poszedłem tam. Na furcie powiedziałem, ze chciałbym porozmawiać z jakąś mądrą siostrą. Po chwili wyszła do mnie jedna z sióstr, która tak na mnie popatrzyła, uśmiechnęła się i powiedziała: “Czekałam na ciebie.” Usiedliśmy sobie w pokoju i zaczęliśmy rozmawiać tak, jakbyśmy się znali od zawsze. Na końcu powiedziała mi:“Słuchaj, Matka Boża ma dla ciebie wspaniały plan, ale tym, co cię od Niej odgradza jest sztuka walki, którą trenujesz. Wybór należy do ciebie.”
Byłem zdumiony… Myślałem, że będę przyprowadzał do Matki Bożej chłopaków, którzy sami od siebie nigdy do kościoła nie przyjdą i to będzie taka fajna forma ewangelizacji, by poprzez sztuki walki doprowadzić ich do chrześcijaństwa. Ale ona kręciła tylko głową i mówiła:
“Nie, to są dwa różne źródła mocy, nie można tego łączyć. Nie można być jednocześnie chrześcijaninem i buddystą. Nie można trenować kogoś w bardzo brutalnych technikach walki, a jednocześnie otwierać się na Moc Ducha Świętego, który jest Pokojem, Czułością, Łagodnością całkowicie pozbawioną agresji…”.
Tak więc z ciężkim sercem, ale za wielką łaską Bożą podjąłem decyzję, że rezygnuję ze sztuk walkiPrzyjechałem do Bydgoszczy, zrobiłem walne zebranie związku i złożyłem rezygnację ze stanowiska dyrektora technicznego ds. karate. Nie wiedziałem, co będzie dalej, ale moja decyzja była nieodwołalna.

Od tamtego czasu minęło przeszło 15 lat. Nadal przyjaźnię się z wieloma znajomymi z tamtego środowiska sztuk walk. Cały czas trzymamy się razem. Moi najbliżsi przyjaciele, z którymi trenowałem przez wiele lat, są dzisiaj ewangelizatorami w Bydgoszczy; jeden w środowisku biznesmenów, drugi już nie trenuje sztuk walki – zrezygnował z nich na rzecz sportów walki. Ma bardzo mocną sieć klubów taekwondo w Bydgoszczy i tam również propaguje drogę życia chrześcijańskiego wśród młodzieży.

Kończąc moje opowiadanie, Matka Boża coraz głośniej wołała mnie, abym się Jej oddał. To było z miesiąca na miesiąc coraz mocniejsze, coraz silniejsze, ale tak jak zawsze, było to: “Jeśli chcesz. Nie musisz, tylko jeśli chcesz.” Bardzo delikatnie, cichutko, aby nie przestraszyć, aby nie naruszyć wolnej woli, pytała:
“Czy chcesz być mój na zawsze, tylko dla mnie? Jeśli tego nie chcesz, będę cię kochać, będę cię błogosławić, dam ci szczęśliwą rodzinę. Ale jeśli chcesz zostać moim ukochanym kapłanem, to będziesz najbardziej szczęśliwy.”
No i tak się stało. Rok później wstąpiłem do zgromadzenia salezjańskiego…


fot: http://www.dabp.pl/
I tak, w wielkim skrócie, opowiedziałem Wam historię swojego powołania. Po wielu latach prowadzenia przez Maryję w życiu zakonnym, doświadczałem wielkich walk z szatanem, ale na Niej nigdy się nie zawiodłem. Ona zawsze była, jest i będzie przy mnie i przyjdzie po mnie w chwili śmierci, aby mnie przyprowadzić do Ojca Niebieskiego, tak jak to czyni każdego dnia już tu na ziemi – na modlitwie. Jej moc nad szatanem jest druzgocząca, Ona ma całą moc Boga, aby zmiażdżyć szatana. Tak bardzo to widzę w posłudze uwalniania i egzorcyzmach. W posłudze uzdrawiania widzę, że najpiękniejsze uzdrowienia dzieją się wtedy, gdy Ona prosi o nie Jezusa i Jezus dokonuje ich składając nas w Jej ramionach. A jednocześnie widzę jak szatan przeraźliwie Jej się boi i zrobi wszystko, żeby wyeliminować Ją z życia i z serca każdego dziecka Bożego. Widzę, że – tak jak w życiu ziemskim – relacje w rodzinie są wtedy najpiękniejsze, gdy dziecko ma kochającą mamę i tatę… tak w życiu duchowym dziecko najpiękniej się rozwija, gdy ma kochającego Ojca Niebieskiego i Najwspanialszą Mamę Maryję! Wtedy jest najbezpieczniejsze :)
Ks. Dominik Chmielewski
PS. Oto krótki filmik z czasów mojego trenowania karate: < zobacz >
Źródło : www.tajemnicamilosci
Całość za: 
http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2013/04/09/od-medytacji-zen-do-rozanca-swietego-i-do-kaplanstwa/

sobota, 2 listopada 2013

PODEJMIJ WYZWANIE - jak w filmie Fireproof - czterdziestodniowa podróż szlakami miłości

Dziennik - wyzwania, które mogą zmienić twoje małżeństwo



Chcielibyśmy zaproponować Wam niezwykłą, czterdziestodniową podróż szlakami Waszej miłości.
To wyzwanie dla mężów i żon pomagające im zrozumieć i praktykować bezwarunkową miłość w życiu codziennym. Niezależnie od tego, czy Twój związek małżeński wisi obecnie na włosku, czy jest silny, stabilny i zdrowy, jest to podróż, w którą powinieneś się wybrać.  Warto odnaleźć prawdziwą bliskość i zbudować porywający i spełniony związek ze swoim partnerem.

Na pewno wielu z Was znany jest film "Fireproof", w którym to główny bohater Caleb, stojący u progu rozpadu swojego małżeństwa, otrzymuje od swego ojca "dziennik", zawierający szczegółowe wskazówki na kolejne 40 dni.
Twórcy filmu, W ślad za nim, wydali książkę "Love Dare", stanowiącą przedmiotowy dziennik bohatera filmu.
Książka ukazała się także w polskiej wersji językowej pt. "Miej Odwagę Kochać".
Została ona podzielona na 40 dni oraz 4 dodatki.
Każdy dzień ma swój indywidualny tytuł, szeroki opis oraz akt odwagi, czyli wyzwanie.


Po uzyskaniu pozwolenia na publikację, postanowiliśmy zamieszczać na stronie fragmenty książki zawierające wyzwanie na każdy dzień. Stworzyliśmy czterdziestodniowy kalendarz i każdego dnia będzie zamieszczany kolejny fragment – wyzwanie.
Każde wyzwanie będzie przeznaczone na dzień następny, aby każdy miał czas poczynić stosowne przygotowania.
Dni minione nie będą kasowane, aby każdy, nawet ten, kto wejdzie na naszą stronę już w trakcie trwania tej "podróży", mógł indywidualnie, od początku rozpocząć swoją drogę.
Autorzy przyjęli taką konstrukcję dziennika, aby mógł być on realizowany indywidualnie jak i wspólnie. Myślę, że nikomu nie będzie przeszkadzało, iż niektóre dni są skierowane do mężów, a inne do żon. Tak została napisana książka w oryginale, a na pewno każdy indywidualnie dopasuje treść do swoich potrzeb. 

W menu głównym dodana została pozycja „WYZWANIE” – to tutaj zamieszczane będę wszystkie wpisy.


Rozpoczęcie planowane jest na 04.11.2013r. Tego dnia zamieszczone zostanie pierwsze wyzwanie na następny dzień. Mamy nadzieję, iż całe przedsięwzięcie pomoże odnaleźć się zagubionym małżonkom, a także rozpalić jeszcze większą miłość tym, których związek jest stabilny.


źródło:
http://www.familiachristiana.pl/aktualnosci/236-podejmij-wyzwanie.html

Halloween, "Andrzejki", żarty i pozory zła


Przed nami "Halloween", a później jeszcze "Andrzejki". W wypadku obu tych "świąt" mamy do czynienia z bardziej (Halloween) lub mniej ("Andrzejki") obecnymi elementami naśladowania pewnych praktyk okultystycznych, których jednak powaga, a przez to rzeczywista interpretacja wydaje się być niejasna. By uczcić "Halloween" miliony osób przebiera się za czarownice, upiory, wampiry i demony, wystawia w swych domach dynie z odpowiednio brzydko wyglądającym grymasem, odpierając zarzuty co do tego sposobu zachowania, twierdzeniem, iż wszystko to jest robione w ramach zabawy, żartu, "na niby", a więc nie sposób łączyć tego "na poważnie" z rzeczywistym okultyzmem, pogaństwem czy satanizmem. Podobny sposób obrony występuje w przypadku bardziej tradycyjnych dla naszej kultury zabaw andrzejkowych, gdzie dzieciom wróży się z lanego wosku bądź ustawianych w rzędzie butów. "To tylko dziecięca zabawa" – mówią obrońcy tych praktyk – a zatem nie podstaw do niepokoju, "po co doszukiwać się wszędzie zła".

Czy jednak rzeczywiście "Halloween" i nasze andrzejkowe wróżby powinny być oczyszczone z wszelkich podejrzeń i zarzutów tylko za pomocą przywołania argumentu o ich "żartobliwo-rozrywkowej" konwencji? Przyjrzyjmy się bliżej temu argumentowi.

                 Nic śmiesznego
Jest rzeczą dość oczywistą, iż nie wszystko może i powinno być przedmiotem rozrywki oraz żartu. Mówi nam o tym, tak Pismo święte, Tradycja Kościoła, jak i naturalne wyczucie moralne. W Biblii czytamy wszak, że chrześcijanie mają się strzec "nieprzyzwoitych żartów" i nie ma być wśród nich nawet mowy o "tym co haniebne" (List do Efezjan 5, 4). Z kolei w "Konstytucjach Apostolskich" napisane zostały, iż uczniowie Pana Jezusa powinni zrezygnować "z dowcipów" (tamże: V, 11). Tradycyjnie powyższe przestrogi były interpretowane, jako potępienie żartów i dowcipów odnoszących się do przeróżnych grzechów nieczystości.

Także nasz zdrowy rozsądek podpowiada nam, że pewne sytuacje, ludzkie zachowania czy słabości nie powinny być eksploatowane dla celów rozrywkowych. Myślę, że mało kto, nie krzywił się w duchu, na mało wybredne gagi zawarte w komedii "Głupi i głupszy", gdzie np. para głównych bohaterów sprzedała niewidomemu chłopcu martwego kanarka. Podobnie, czyż za usprawiedliwione uznalibyśmy żarty z męki Pana Jezusa lub z pogrzebu swego najbliższego przyjaciela? Albo któż o zdrowych zmysłach śmiałby się z kawałów na temat seksualnego wykorzystywania małych dzieci, gwałcenia swej matki bądź ćwiartowania na kawałki własnego ojca??? Któż przestałby się oburzać na tak nędzne dowcipy, słysząc tłumaczenie, iż "przecież to tylko żart" i "nikt na poważnie nie chce tego czynić"??? Dzisiejsza "polityczna poprawność" mimo wielu swych wad, niesie ze sobą też pewne zalety, wśród których jedną z nich pokazywanie, iż np. dowcipy z holocaustu są godne wzgardy, gdyż nie wypada się śmiać z czegoś co dla wielu milionów ludzi stało się źródłem ogromnych cierpień.

Widzimy zatem, iż pewnych tematów, nie należy przystrajać w szaty rozrywki, dowcipu i żartu. Dzieje się tak dlatego, że wyczuwamy i rozumiemy pewien psychologiczny mechanizm polegający na tym, iż moralna powaga oraz doniosłość niektórych zagadnień jest w łatwy sposób osłabiana, gdy przedstawia się je w kontekście rozrywkowym. Kiedy z aprobatą słuchamy żartów np. o zabijaniu Żydów w komorach gazowych łatwiej przychodzą nam skojarzenia śmierci i okrucieństwa z czymś zabawnym i śmiesznym, zamiast z cierpieniem i smutkiem konkretnych osób. Gdy śmiejemy się z dowcipów o cudzołóstwie wtedy łatwiej jest nam myśleć o tym grzechu w kategoriach niegroźnej przygody, aniżeli czegoś wstrętnego, prawdziwie niemoralnego i niszczącego. Po prostu: osadzenie czegoś w kontekście żartu, rozrywki i dobrej zabawy, zwykle sprzyja osłabianiu oporów przed tym czymś. Stąd potrzebna jest duża rozwaga, powściągliwość i ostrożność w dobieraniu tematów, z których robimy sobie zabawę. Nie znaczy to oczywiście, że mamy być wiecznymi ponurakami, dla których nieprzystojne są wszelkie dowcipy i jakakolwiek zabawa. Rzecz jasna, istnieją dobre dowcipy, które nikogo nie ranią ani też nie trywializują tego co w oczach Pana Boga jest złe i zakazane. Co więcej, istnieją dowcipy, których jasno widocznym celem jest, nie oswajanie czy odzieranie z moralnej powagi zła będącego ich przedmiotem. Przeciwnie są żarty, które obnażają głupotę, bezsens i szkodliwość danej nieprawości. Przykładem takiego rodzaju dowcipu jest np. słynny film "Dyktator" z Charlie Chaplinem, gdzie w zabawny, a jednocześnie nie trywializujący sposób, pokazano wielkie zło kryjące się za rządami Adolfa Hitlera i nazizmem (jednocześnie niestety chwaląc przy tym komunistyczny Związek Sowiecki). Nawet w samym Piśmie świętym znajdujemy przykład takiego rodzaju dowcipu w ustach proroka Eliasza, gdy ten zwraca się do pogan bezskutecznie proszących swego bożka Baala o ogień słowami: "Wołajcie głośniej, bo to bóg! Więc może jest zamyślony albo zajęty, albo udaje się w drogę. Może on śpi, więc niech się obudzi!" (1 Ks. Król. 19, 27). Przy tego rodzaju żartach, zazwyczaj jednak łatwo rozpoznajemy, że mają one w jasny sposób na celu wyśmianie głupoty sprawców danego zła, a nie zabawianie się taką nieprawością po to by dostarczyć sobie śmiechu i rozrywki. Innymi słowy, trzeba rozróżnić pomiędzy dowcipami i zabawą, która oswaja nas ze złem, czyni go bardziej sympatycznym i mniej groźnym, a tymi, które wyśmiewają się z niego (to znaczy czymś to tradycyjnie zwiemy mianem "satyry").

                          Satyra na okultyzm?
Aby więc przekonująco bronić współczesnego Halloween i naszych polskich "Andrzejek" należałoby wskazać nie tylko na ich rozrywkowo-żartobliwą otoczkę, ale na to, iż ta ich forma w sposób jasny i bez cienia wątpliwości służy wyśmianiu czarów, wróżb i innych form okultyzmu. Tego zaś niestety nie da się dowieść.

Nie mówiąc już o tym, iż argumentacja w stylu: "tego nikt nie traktuje na poważnie" okazuje się błędna przynajmniej w stosunku do andrzejkowych wróżb. Otóż, wróżby te są brane na serio przez dzieci, a to właśnie dlatego, że są one dziećmi. Dziecku zdecydowanie trudniej jest odróżnić świat fikcji od rzeczywistości oraz konwencją żartu od powagi, gdyż znajdują się na takim, a nie innym poziomie rozwoju psychicznego i emocjonalnego. Dzieciom o wiele łatwiej jest wierzyć w krasnoludki, elfy, dobre wróżki oraz to, że lany wosk przepowie im przyszłość. Oczywiście, z biegiem czasu wyrastają one z tych naiwnych wierzeń, ale któż wie na ile pokazywanie im od małego, że z wróżbami mogą łączyć się dobre i przyjemne chwile, w przyszłości bardziej otworzy je na czytanie horoskopów, chodzenie do wróżki bądź uczestnictwo w seansach spirytystycznych?

Choć w przypadku Halloween zdecydowanie łatwiej jest mówić o tym, że ludzie przebierający się za różne złowrogie postacie świata ciemności zazwyczaj prawdopodobnie nie żywią autentycznej intencji przywoływania w ten sposób demonów czy duchów zmarłych. Ale tak jak zostało to powyżej wykazane, okoliczność nie rozwiązuje problematyczności tego "święta". W halloweenowych imprezach nie wyśmiewamy bowiem się z okultyzmu, ale go oswajamy, łącząc czary, demony, widma i upiory z sympatyczną zabawą.

                               Pozory złego
Jedna z tradycyjnych zasad moralności chrześcijańskiej mówi, iż w razie wątpliwości odnośnie godziwości danego zachowania powinniśmy szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy możemy ów czyn dedykować na chwałę Bożą. Pismo święte mówi wszak: "A więc czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek czynicie, wszystko czyńcie na chwałę Bożą" (1 Kor. 10, 31). Warto więc zastanowić się, czy można ku chwale Pana Jezusa "w ramach dobrej zabawy" przebierać się za czarownice, wiedźmy i diabły? Czy można chwalić Boga poprzez wmawianie małym, naiwnym dzieciom głupiej wiary w to, iż można odgadnąć przyszłość z kształtu lanego na wodzie wosku bądź kolejności ułożenia butów? Halloween i "Andrzejki" to w najlepszym razie co najmniej wszelkie pozory złego, dlatego nie da się w nich uczestniczyć na chwałę Pana Boga i bez poważnego niebezpieczeństwa dla dusz. Trzeba odrzucić głupie i zwodnicze usprawiedliwienia stojące za tymi świętami o tym, iż "to tylko zabawa" oraz, że "nikt nie bierze tego na poważnie".

żródło:

czwartek, 31 października 2013

Halloween – neopoganizm czy niewinna zabawa?

Ks. Sławomir Kostrzewa: Halloween – neopoganizm czy niewinna zabawa?


http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2013/10/31/ks-slawomir-kostrzewa-halloween-neopoganizm-czy-niewinna-zabawa/


W ostatnich latach głosy przeciwników Halloween stały się coraz głośniejsze i nawet niektórzy hierarchowie Kościoła ostrzegają otwarcie przed tym “świętem”. Choć podają szereg ważnych argumentów udowadniających, dlaczego katolik nie powinien angażować się w takie zabawy, znaczna część dzieci i ich rodziców nadal uważa, że uczestnictwo katolika w Halloween jest całkowicie bezpieczne. Czy to prawda?
By zrozumieć, dlaczego obchody Halloween są zagrożeniem duchowym, należy przypomnieć korzenie tego święta. Wywodzi się ono ze środowiska emigrantów z Irlandii mieszkających na terenie USA. Wśród nich pojawił się pomysł, aby wskrzesić niektóre pradawne zwyczaje kultywowane przez ich przodków, plemiona staroceltyckie.
Szczególne miejsce w kalendarzu należało do Samhain. To święto obchodzono w noc rozdzielającą październik od listopada. Celtyccy kapłani – druidzi nauczali, że tej nocy demony, duchy ciemności i bóg śmierci biorą w posiadanie Ziemię. Aby zyskać ich przychylność, należy oddać im cześć i złożyć ofiary. Zobowiązani do tego byli wszyscy mieszkańcy kraju, którym zależało na uniknięciu gniewu i zemsty groźnych duchów. Aby złożyć im cześć, należało przed domem wystawić wydrążoną, podświetloną dynię lub czaszkę. Demony rozpoznawały w ten sposób, że mieszkańcy tego domu uznają ich władzę. Ludzie malowali twarze, przebierali się w skóry zwierząt, nosili na głowach zwierzęce czaszki, pragnąc upodobnić się do groźnych, duchowych istot. Druidzi, którzy potrafili komunikować się z duchami i oznajmiali ich wolę, w imieniu demonów żądali ofiar ze zwierząt i ludzi. Palono zatem wielkie ogniska, w których ginęli ludzie, a wśród nich dzieci.
Żyjący wiele wieków później potomkowie Celtów, pragnąc wskrzeszać swoje dawne tradycje, przekonywali, że to krwawe święto ku czci celtyckiego boga śmierci nie musi kojarzyć się z krwawymi obrzędami i może być radosną zabawą, związaną z niewinnymi przebierankami i rozdawaniem cukierków. Święto, początkowo  obchodzone w wąskim gronie irlandzkich emigrantów, za sprawą przemysłu rozrywkowego produkującego halloweenowe gadżety, stało się ważnym elementem współczesnej kultury masowej, generującym niemałe przychody wielu firmom na świecie. Czy przeciwnicy Halloween rzeczywiście mają powody, aby odwodzić katolików od tych praktyk?
W środowiskach chrześcijan zwraca się uwagę przede wszystkim na argument, że Halloween jest najważniejszym świętem dla współczesnych czcicieli szatana. W istocie, jest to noc, kiedy członkowie satanistycznych sekt przeprowadzają najważniejsze obrzędy i rytuały ku czci demonów. Jak informują twórcy słynnego filmu dokumentalnego „Halloween – święto duchów”, policyjne statystyki oraz nagłówki wielu amerykańskich gazet co roku obwieszczają makabryczną prawdę o Halloween, że w tym czasie ginie bez śladu wielu ludzi, zwłaszcza dzieci. Los większości z nich pozostaje nieznany. Podejrzewa się, że stają się ofiarami satanistycznych rytuałów. Występujący w filmie były satanista Glenn Hobbs, przestrzega, że nie ma bezpiecznego Halloween, że jest to święto, na którego promocji i upowszechnianiu wśród dzieci szczególnie zależy wyznawcom szatana. „Moje wspomnienia z dzieciństwa dotyczące Halloweenu są bardzo mroczne. Wcale mnie to nie cieszyło – wspomina. -  Widuję w sklepach te przebrania. Widzę, jak matka zakłada córce czapkę czarownicy, a chłopak cieszy się na myśl założenia diabelskiej maski. Widzę słodycze, wydrążone dynie, ludzi dekorujących domy szkieletami i innymi symbolami śmierci. To wszystko przywołuje straszne wspomnienia z przeszłości (Glenn był świadkiem porywania, gwałcenia i zabijania dzieci podczas rytuałów satanistycznych odbywających się w Halloween- przyp. autor.), wspomnienia o śmierci, o dzieciach tak strasznie deprawowanych, pozbawionych dzieciństwa, osobowości. Wszystko to w imię szatana. Kiedy następnym razem pójdziecie do sklepu z przebraniami, pomyślcie o tym, że w tym dniu zabija się dzieci, a robią to ludzie, którzy posunęli się o krok dalej, ci, którzy nie traktują Halloween jako okazji do zabawy, lecz uważają to za datę ceremonii religijnych, podczas których odbierają życie niewinnym ofiarom. Nie potrafię w tym dniu powiedzieć: „Bawcie się dobrze”, nawet jeśli nie macie związku z satanizmem i traktujecie te obchody jako rozrywkę, bo sataniści traktują nas jako zasłonę dymną. Czuję się chory, kiedy (wyznawcy) Kościoła Chrystusa kultywują te straszne, demoniczne obrzędy. Świadomy chrześcijanin powinien im być przeciwny, stawiać im czoła. (…) Powinniśmy modlić się za te dzieci, aby Bóg uchronił je od utraty życia”.
Podobnego zdania jest była satanistka, Deborah Lipsky. Potwierdza, że Halloween jest wielkim świętem czcicieli szatana, którzy dają wówczas upust drwinom z Kościoła i jego świętych. W tym dniu wzywają demony i potępieńców. Jednocześnie targają nimi ogromne namiętności. Lipsky dodaje, że nawet niewinny strój dzieci przebierających się za aniołki, chodzące od domu do domu i zbierające słodycze, naraża je na poważne działanie demoniczne.
Wiele osób uczestniczących w zabawach halloweenowych tłumaczy się, że nie mają z satanistami nic wspólnego, że nie oddają czci szatanowi, że to tylko zabawa. Niestety, przez sam fakt obchodzenia Halloween włączają się obrzędy ku czci szatana, jedynie czynią to w inny, bezkrwawy sposób. Zwolenników argumentacji: „to dla mnie tylko zabawa” wypadałoby zapytać, czy wiedzą, że bawią się w obrzędy, które powstały dla oddawania demonom czci? Czy zatem taka „zabawa” podoba się Bogu? Czy Bóg akceptuje to, że osoba podzielająca wiarę w Niego włącza się w obrzędy, które swoimi korzeniami sięgają najczarniejszych pogańskich praktyk demonicznych? Dla chrześcijanina świadomość, że w czasie Halloween prawdziwi czciciele szatana oddają mu cześć, powinna być wystarczającym argumentem, aby odcinać się do wszystkiego, co ma związek z tym świętem, zgodnie z zasadą „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1Tes 5). Uczestniczenie w zabawie halloweenowej, w jakiejkolwiek formie, jest grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu, bałwochwalstwem. Nie można przemilczeć faktu, że dla wielu czcicieli demonów radosne uczestnictwo w dzieciństwie w obchodach halloweenowych było początkiem drogi odejścia od wiary w Jezusa Chrystusa oraz wejścia w późniejszym czasie w satanizm.
Kolejne niebezpieczeństwo Halloween związane jest z faktem, że obchody tego święta często nabierają formy inicjacji okultystyczno – magicznych. Na terenie wielu szkół i miejsc, gdzie organizuje się Halloween, zaprasza się „dla zabawy” prawdziwe wróżki i osoby profesjonalnie zajmujące się okultyzmem, które świadczą swoje usługi tym, którzy dobrowolnie nigdy  nie skorzystaliby z ich usług. Niektóre ofiary takich spotkań przekonują, że następuje tutaj mechanizm uwiedzenia i uzależnienia: wróżka układając komuś uczestniczącemu w takiej „zabawie” horoskop czy karty tarota przekazuje pewne informacje, rozbudza ciekawość i przekonuje, że powinna za jakiś czas odwiedzić ją, aby „karty powiedziały więcej”. Pomijając aspekt ekonomiczny, następuje powolne  uzależnienie duchowe takiej osoby od osoby przekazującej informacje „nie z tego świata”.
Księża egzorcyści przekonują, że w okresie po święcie Halloween lawinowo wzrasta ilość osób proszących o modlitwę uwolnienia. Jest to smutny owoc wielu niebezpiecznych okultystycznych zabaw. Szczególną popularnością cieszą się tzw. szkoły czarnej magii i wywoływanie duchów, uprawiane tej nocy. Niejednokrotnie odbywa się to przy udziale profesjonalnego medium. Dzieci, młodzież oraz mało zaangażowani religijnie dorośli nie są świadomi, że ze światem duchów nie ma żartów, że człowiek nie ma żadnej władzy nad duchami przodków, że na ich miejsce przychodzą upadłe duchy, które podszywają się pod „wywoływanego ducha”. Problemy zaczynają się, kiedy Halloween się kończy, wszyscy rozchodzą się do domów, a wywołany duch zaczyna dręczyć uczestników takich seansów. Wielu z nich doświadcza poważnych udręczeń i opresji, co nierzadko kończy się poważnymi zaburzeniami emocjonalno-psychicznymi i duchowymi.
W czasie Halloween wystawy wielu sklepów zamieniają się w jarmarki rodem z horrorów: pojawiają się maski upiorów, wampirów, zombie, przedmioty i amulety magiczne, kościotrupy i inne makabryczne zabawki. Tego rodzaju gadżety nie są dla nas estetycznie i duchowo obojętne: niszczą naszą wrażliwość, oswajają przestrzeń dla tego, co brzydkie i upiorne. Częścią naszego świata, naszej kultury staje się promocja brzydoty i kultury śmierci. W chrześcijaństwie postaci upiorów są jednoznacznie związane ze światem upadłych duchów, istot odrzucających Boga i Jego miłość. Ponownie trzeba by zadać pytanie: czy promowanie postaci sprzeciwiających się Bogu, przebieranie się i upodabnianie się do nich może podobać się Bogu? Czy służy to budowaniu naszej przyjaźni z Jezusem? Jeśli Chrystus cierpiał i umarł na krzyżu właśnie po to, by zwyciężyć śmierć i szatana, to czy chrześcijanin powinien mniej lub bardziej świadomie promować to, co upiorne i demoniczne? Wszelkie próby usprawiedliwiania obrzędów Halloween to albo przejaw skrajnej religijnej ignorancji, albo próba zakamuflowanego wprowadzania neopoganizmu na miejsce chrześcijańskich wierzeń i tradycji.
Postawione na wstępie artykułu pytanie musi także obejmować przestrzeń naszej kultury. W Kościele katolickim 1. listopada to czas, kiedy czcimy dusze świętych i zbawionych. Czy Bogu podoba się, że uczestnicy halloweenowych zabaw w noc poprzedzającą to święto oddają (nieświadomie lub świadomie) cześć potępionym duchom, a następnego dnia duszom zbawionych i świętych? Pismo Święte surowo przestrzega: „Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów, nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów” (1Kor 10,21).
W tradycji polskiej, od wielu stuleci, pierwsze dni listopada to czas wyciszenia, refleksji nad przemijaniem, śmiercią, czas modlitewnej pamięci o zmarłych przodkach i duszach cierpiących w czyśćcu. Obchody Halloween w poważny sposób naruszają ten porządek i stoją w sprzeczności z polską tradycją. Młode pokolenie wzrasta w nowej tradycji, odrzucającej skupienie i ciszę na rzecz krzykliwych, makabrycznych zabaw w upiory, w złorzeczenie i straszenie. Instytucje i placówki oświatowe, włączając się w promocję Halloween, dokonują swoistego gwałtu na polskiej tradycji i na dzieciach. Zamiast uczyć ich szacunku do najbardziej szlachetnych rodzimych zwyczajów, w imię idei kosmopolitycznych bezrefleksyjnie zaszczepiają w dzieciach i młodzieży kult nowych tradycji, stojących w opozycji do naszej kultury. Zadaniem utrzymywanych z pieniędzy podatników instytucji oświatowych jest wychowywanie dzieci w duchu szacunku dla polskiej tradycji.
Katoliccy rodzice powinni stosować dozwolone formy nacisku na dyrektorów szkół i przedszkoli, aby kierowane przez nich placówki zdecydowanie odcięły się od promocji święta Halloween jako szkodliwego nie tylko dla naszej kultury, ale także dla prawidłowego rozwoju dzieci. Promowana przez Halloween estetyka ciemności, strachu i śmierci, głęboko uderza we wrażliwość dzieci, niszczy ich psychikę, zaburza pokój i poczucie bezpieczeństwa. Symbolika związana z postaciami jednoznacznie kojarzącymi się negatywnie  (śmierć, wampiry, czarownice) rodzą w dzieciach strach i niepokój. Nie jest właściwe, aby szkoła była przestrzenią promocji makabrycznych zabaw, które rodzą lęki, z którymi dziecko nie potrafi później sobie poradzić. Ponadto, zabawy halloweenowe traktują świat zmarłych i śmierć jako przedmiot żartów i zabaw, gdy tej przestrzeni należy się szczególny szacunek.
W ubiegłym roku w Wolsztynie, na kilka tygodni przez Halloween, grupa rodziców wysłała do dyrektorów okolicznych szkół i przedszkoli listy sprzeciwiające się organizowaniu jakichkolwiek zabaw halloweenowych na terenie zarządzanych przez nich placówek. Rodzice podali szereg argumentów powołujących się na szacunek dla naszej tradycji oraz troskę o prawidłowy rozwój dziecka. Pod każdym listem udało się pozyskać ponad sto podpisów rodziców dzieci uczęszczających do szkoły.  Jeden z nich podsumował akcję jako udaną: „W żadnej ze szkół nie odbyła się zapowiadana impreza. Pewien dyrektor był mi nawet wdzięczny za te listy z podpisami. Mógł z czystym sumieniem zabronić nauczycielom i uczniom organizowania Halloween powołując się na list i zawarte w nim żądania. Gdyby tego listu nie było, miały problem jak przekonać zwolenników tej imprezy”.
Rodzice i wychowawcy, szukając alternatywy dla Halloween, angażują się nie tylko w sprzeciwy obywatelskie kierowane do dyrektorów placówek wychowawczych, ale także szukają zdrowej alternatywy dla swoich dzieci. Od kilku lat promuje się tzw. pochody świętych, w czasie których dzieci przebierają się za postaci słynnych świętych i błogosławionych. W tym roku w kilku miastach organizowane są pochody z relikwiami świętych, w których także uczestniczą dzieci. Pojawiają się inne pomysły, np. teatrzyki przypominające żywoty świętych.
Choć ciekawych propozycji jest coraz więcej, rozważny rodzic nie uniknie konieczności rozmowy ze swoim dzieckiem na temat szkodliwości tego święta. Zakaz uczestnictwa w Halloween musi iść w parze ze spokojnym podaniem argumentów, dlaczego Bogu nie podoba się to święto. Monika J. ze Starogardu Gdańskiego pisze na swoim profilu: „Powiedziałam “NIE” dla uczestnictwa w przedszkolnym balu halloweenowym mojej 5-latki… Zdumiewające jest to, z jaką pokorą Ania to przyjęła… To do mojego dziecka naprawdę niepodobne. U syna w szkole też nie organizują wróżb w Andrzejki czy balu w Halloween, ale tam religii uczy naprawdę super babka i wiem, że gdyby nawet coś takiego przyszło komuś do głowy, to ona od razu narobiłaby rabanu i organizowanie tego typu “atrakcji” zostałyby odrzucone w przedbiegach  A w przedszkolu? No cóż, na każdym kroku widać jakie “święto” się zbliża. Przygotowałam wykład dla córki, sporo argumentów “przeciw” i myślałam, że trudno będzie mi ją przekonać, bo ona na zabawy zawsze chętna. Wystarczyło tylko powiedzieć dlaczego to jest złe i dziecko od razu zmieniło zdanie. Córka mówi, że nie chce iść na ten bal, ale z drugiej strony, dziś gdy ją odbierałam, jakby z żalem powiedziała, że tylko ona nie pójdzie i wszystkie dzieci przyjdą przebrane i przyniosą dynie. Postanowiłam, że tego dnia w ogóle nie pójdzie do przedszkola, a 1 listopada my urządzimy sobie małe święto, bo przecież mamy Św. Monikę, Annę, Piotra i Szymona, więc to święto naszych patronów i tym samym trochę jakby nasze (choć święci oczywiście nie jesteśmy)”.
Barbara Z. z Warszawy informuje: „Moje dziecko nie dość, że nie chce chodzić na Halloween, to także nie daje cukierków dzieciom, które wtedy pukają do drzwi. Wie, że dawanie cukierków zachęca te dzieci do chodzenia po domach. Mówi im, że zasmucają Jezusa. Że Halloween wymyślili ludzie którzy nie kochali Jezusa. Zamiast cukierków daje dzieciom obrazki z wizerunkami świętych”.
Kasia C. z Bydgoszczy dzieli się swoimi doświadczeniami: „Moje dziecko oświadczyło w wieku 5 lat, że Halloween’u nie akceptuje. Pani od angielskiego skomentowała oczywiście, ale mojej 5-latki to nie ruszyło, choć ją to kosztowało. W roku następnym córka oświadczyła w szkole, że nie wróży. Moje dziecko jest łasuchem – takim naprawdę – po lekcjach powiedziała mi: “Mamusiu, wiesz że Pan Bóg dał mi dziś taką siłę, że nawet tych ‘ich’ słodyczy nie chciałam i nie zjadłam”. Ale od nas zjadła za to pyszności. Nauczycielom wyraźnie mówimy, że nie akceptujemy Halloween i wróżb, bo jesteśmy wyznania rzymsko – katolickiego i prosimy o uszanowanie tego. A jeszcze prosimy, aby panie zrobiły to tak, żeby nasze dziecko nie odczuło tego w żaden nieprzyjemny sposób. Jak dotychczas większość nauczycieli uszanowało to. Może są tego samego wyznania:)))?”
Ks. Sławomir Kostrzewa